niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 15

Miśki dwa ogłoszenia przed rozdziałem:

- w środku pojawia się muzyka, odtwórzcie ją, wtedy będziecie mieć idealną atmosferę do tego fragmentu :)

- no i pojawia się niewinna scena +18 xD 

Miłego czytania Skarby xx

____________________________________


Zatrzymaliśmy się pod domem Zayna. Chociaż określenie dom to poważne niedopowiedzenie w tej sytuacji.  Patrząc na jego willę można było uznać, że mieszka w niej podstarzały milioner, a nie dwudziestoparoletni gangster. W ciszy podziwiałam szklany budynek i zadbany ogród. Czułam jak mój żołądek nieprzyjemnie się zaciska na samą myśl o tym co mnie tam czeka.
- Pamiętaj, żeby go nie prowokować. - Niall posłał mi blady uśmiech. - Jesteś zbyt niewinna na to wszystko- poklepał mnie uspokajająco po ramieniu. Jeżeli to w jakikolwiek sposób miało mnie pocieszyć to coś mu nie wyszło. Wręcz przeciwnie. Gdy zobaczyłam smutek w jego oczach, zapragnęłam błagać go by zawiózł mnie do domu. Nie, cholera, najlepiej na inny kontynent, bym wreszcie miała święty spokój i mogła zacząć życie od nowa. Chociaż...już raz próbowałam wszystkiego od początku i gdzie wylądowałam?
- Dzięki, naprawdę mi pomogłeś. - burknęłam. Nie chciałam, żeby te słowa zabrzmiały tak ostro. Skarciłam się w myślach, gdy zobaczyłam jak chłopak wykrzywia się skrzywdzony.
- Idź już - powiedział nie patrząc na mnie. Odpalił silnik dając mi znak, że rozmowa skończona.
- Nie idziesz ze mną? - spytałam spanikowana. W mojej głowie, aż kotłowało się od nadmiaru myśli. Niestety w większości negatywnych. Błagam, Niall, nie zostawiaj mnie z nim samej!!!
Chłopak pokręcił wolno głową. Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz, który nie umknął jego uwadze.
Zawsze jest lepiej, żeby ten kto wzbudza w nas strach, bał się nas bardziej*. Jesteś już tego naprawdę bliska. - powiedział, gdy wyskoczyłam z jego pick-up'a. Zszokowana popatrzyłam na niego czekając na wyjaśnienia, ale on tylko nachylił się by złapać klamkę i z nikłym uśmiechem zamknąć za mną drzwi. Odjechał zostawiając mnie samą z setką pytań, niepewną i przestraszoną. Przez chwilę stałam na chodniku zastanawiając się, czy jednak nie puścić się w dół ulicy biegiem, by złapać pierwszy-lepszy autobus.
- Weź się w garść do cholery - wyszeptałam próbując się w jakikolwiek sposób zmotywować. Na miękkich nogach podeszłam do furtki i zagryzając wargę nacisnęłam domofon. Czekałam, aż z urządzenia rozlegnie się głęboki głos Mulata, ale zamiast tego usłyszałam tylko piknięcie oznaczające, że mogę wejść na jego posesję.
Czekał na mnie. Szlag, on się mnie s p o d z i e w a ł ! Pewnie już zaplanował jakąś okrutną zemstę. Chociaż nawet nie wiem co ja takiego zrobiłam. Jednego mogłam być pewna. O ile wczoraj wybryk z Hazzą uszedł mi płazem, o tyle dzisiaj mam przerąbane po całości.
Zimny jesienny wiatr targał moimi włosami. Naciągnęłam na uszy puchaty kaptur mojego trochę za dużego płaszczyka, pragnąc choć trochę osłonić skostniałe uszy. Lekko pocierałam o siebie drżącymi dłońmi, a z każdym kolejnym krokiem bałam się coraz bardziej. Zadziwiające, że Zayn potrafił wywołać we mnie tak skrajne uczucia jak paniczny strach i bezgraniczne pożądanie. Czasami nawet jednocześnie.
Stanęłam przed szarymi drzwiami wejściowymi. Nerwowo pociągnęłam za materiał na mojej głowie próbując jak najbardziej zasłonić twarz. Tak jakby to miało mnie przed nim ochronić... Nerwowo przygryzając wargę podniosłam rękę, by nacisnąć dzwonek i tym samym przypieczętować swój marny los. Nie zdążyłam nawet musnąć metalowego przycisku, gdy drzwi otworzyły się, a ja odskoczyłam do tyłu, jak oparzona.
Zayn bez słowa odsunął się robiąc mi przejście, jakbym była co najmniej trzytonowym słoniem. Rzucając mu ukradkowe spojrzenia weszłam do środka próbując wywnioskować z jego miny, czy ma mordercze zamiary. Jednak on przywołał kamienną maskę, niewyrażającą najmniejszej emocji. Wciąż w kapturze na głowie, z rękami w kieszeniach i wzrokiem utkwionym w swoich stopachm podążyłam za nim do salonu. Między nami przez cały czas panowała złowroga cisza. Chłopak opadł na kanapę bacznie mi się przyglądając. Stałam na środku pokoju nie do końca wiedząc, jak mam się zachować. Jego natarczywe spojrzenie spowodowało, że na moje jeszcze chwilę temu zimne policzki wypełzł płomienny rumieniec, a ja nie potrafiłam go ukryć nawet za włosami opadającymi na twarz. Czułam, jak jego czekoladowe źrenice wypalają dziury w moim ciele powodując mętlik w mej głowie. Nie tego się spodziewałam. Przygotowywałam się, że na wejściu oberwę z lewego i prawego sierpowego, a później będzie się nade mną znęcał w różne wyrafinowane sposoby. Podobnie, jak moja matka...
Na samą myśl o niej moim ciałem wstrząsnął dreszcz, a ja zachwiałam się prawie tracąc równowagę. Niepewnie popatrzyłam na niego. Ani drgnął. Beznamiętny wyraz twarzy, brązowe oczy błądzące po mojej sylwetce i zaciśnięta szczęka. Żadnych emocji, uczuć, nic. Nic co wskazywałoby co może się zaraz wydarzyć.
- Zayn, o co ci chodzi do cholery?! - mój głos był niemal błagalny. Mogłam znieść wszystko, ale nie niepewność. Jego reakcja zupełnie mnie zaskoczyła. Znowu.
Brunet dosłownie zerwał się z sofy i podszedł do mnie pewnym krokiem. Z wytrzeszczonymi oczami obserwowałam każdy jego ruch, napinając mięśnie i szykując się na pierwszy cios. Nie zamierzałam walczyć, nie miałam z nim szans. Jednak on delikatnie odgarnął włosy z mojej twarzy, chwytając ją w swoje ciepłe i duże dłonie. Zmusił mnie do złączenia z nim wzroku. Wstrzymałam oddech stojąc przed nim jak słup soli. Nie byłam nawet w stanie wykrztusić pół słowa. Przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze, a cała krew odpłynęła mi z twarzy. Zacisnęłam pięści wbijając za długie już paznokcie w skórę, próbując się obudzić.
To nie dzieję się naprawdę. Jego usta wcale nie są coraz bliżej moich. Jego oczy wcale nie błyszczą jak stukaratowe złoto, a on wcale nie wygląda zabójczo z tym ledwo widzialnym zarostem.
Nie mogąc się ruszyć czekałam na to co będzie dalej. Poczułam jak łączy nasze usta. Miałam ochotę rozpłynąć się w dotyku jego miękkich i ciepłych warg. Boże, błagam niech on mnie tak całuje do końca życia. Jednak mimo nieziemskiej przyjemności płynącej z pocałunku i jego dłoni masujących mój kark nie odwzajemniłam gestu. Za wszelką cenę starałam się walczyć z pokusą rzucenia mu się na szyję i proszenia, żeby wziął mnie tu i teraz, nawet z tym kretyńskim kapturem na głowie. W końcu mój rozsądek wziął górę i odepchnęłam go od siebie. Niechętnie, ale z dobrze widoczną złością.
- Co ty odwalasz?! - krzyknęłam próbując opanować chęć rzucenia się z powrotem w jego ramiona. O dziwo chłopak wyglądał na speszonego. Spuścił wzrok, seksownie przygryzając wargę przez co wyrwało mi się przeciągłe westchnienie. Za co oczywiście natychmiast wymierzyłam sobie mentalnego policzka, gdy zobaczyłam jak uśmiecha się zadowolony.
- Wariuję chyba już - wyszeptał patrząc gdzieś w okno. Wyglądał na trochę zagubionego. Cholera jasna, a co się stało z groźnym gangsterem? - Gdzie byłaś? - jego twarz natychmiast stała się poważna, a głos beznamiętny. Nienawidziłam tych jego nagłych zmian humoru. Przez to nigdy nie potrafiłam przewidzieć jego reakcji i czułam się jak dziecko pozostawione samo przez rodziców na rollercoasterze.
- Chodziłam po mieście - to kłamstwo przyszło mi zaskakująco łatwo. Wydawało mi się, że byłam naprawdę przekonywująca. Zayn stał i przyglądał mi się przez chwilę dopóki po pokoju nie rozszedł się głośny bulgot mojego żołądka przypominający mi o tym, że dzisiaj nic nie jadłam. Na szczęście lata głodowania przyzwyczaiły mnie do tego i nie czułam się nawet specjalnie słaba. Mulat zmarszczył zaskoczony brwi, po czym roześmiał się donośnie. To była istna muzyka dla moich uszu. W dodatku wyglądał, jak młody bóg zesłany prosto z niebios. Aż dziwne, że na ten wspaniały widok nie zaczęłam się ślinić. 
Bez słowa obrócił się na pięcie i wyszedł z salonu. Zdziwiona cichutko podążyłam za nim do kuchni. Stanęłam na progu i przyglądałam mu się krzątającemu się między szafkami. Każdy jego ruch był perfekcyjny, a mnie zapierało dech w piersiach, gdy widziałam jak ukazują się jego napięte mięśnie pod obcisłą koszulką. 
- Smacznego - postawił na blacie parującą miskę uśmiechając się zachęcająco. Speszyłam się, lekko się rumieniąc.
- Ale nie trzeba...nie jestem nawet głodna... - jak na złość z mojego brzucha ponownie zaczęło wydobywać się donośne burczenie, zaprzeczając moim słowom. 
- Czyżby? - wyszczerzył się wrednie, na co wywróciłam tylko oczami. Podeszłam do blatu i usiadłam na stołku  barowym wdychając przyjemny zapach. Niepewnie chwyciłam łyżkę i drżącą ręką podniosłam ją do ust. Mmmm, pycha!
Przyjemna, ciepła ciecz rozlała się po moim podniebieniu. Dopiero teraz tak naprawdę poczułam głód. Jednak pod wpływem intensywnego spojrzenia bruneta robiłam się coraz bardziej zawstydzona. W końcu niechętnie odsunęłam od siebie prawie pełną miskę zupy jarzynowej.
- Nie smakuje ci? - spytał urażony. 
- Przestań się na mnie gapić - wypaliłam patrząc w marmurowy blat. Niestety, moje chore dzieciństwo zostawiło na mnie piętno, które często nie pozwalało mi funkcjonować w normalnych sytuacjach.
- Och, przepraszam - wyszeptał rozumiejąc o co mi chodzi. Gdy stanął do mnie tyłem wpatrując się w okno ponownie zaczęłam jeść. Czułam się jak kompletna kretynka, ale nie potrafiłam nic na to poradzić. W ciszy opróżniłam miskę i już miałam podziękować, gdy Zayn mnie uprzedził.
- Mój ojciec był gangsterem. Mówiłem ci. - spuścił głowę, a ręce oparł na blacie. Wciąż stał do mnie tyłem przez co nie widziałam wyrazu jego twarzy. Siedziałam nieruchomo bojąc się, że każdy najmniejszy szelest może zniszczyć tę chwilę. - Mieszkaliśmy w wielkim domu, nigdy niczego mi nie brakowało. Można by powiedzieć, że wiodłem beztroskie życie, nie licząc oczywiście szkolenia, które ojciec mi serwował. Ale z upływem lat przyzwyczaiłem się do tego, stało się to dla mnie właściwie codziennością. Matka od początku sprzeciwiała się temu, bojąc się, że nie wytrzymam psychicznie i zwariuję. Ale ja byłem silny. Niszczyło mnie to, ale chciałem udowodnić ojcu, że jestem coś wart, że jestem tak idealny jak moja siostra, która była jego oczkiem w głowie. Kochał ją tak mocno, jak ja. Może dlatego, że miała naprawdę niesamowity charakter. W każdym razie i on i ja dalibyśmy się poćwiartować za nią. Byłem wtedy w liceum. Waliyha chorowała od dłuższego czasu. Pamiętam ten dzień jak dziś. Piękna, słoneczna wiosna. Ojciec przeprowadzał, jak to zwykł nazywać ,,gruby interes". Oczywiście wszyscy wiedzieliśmy czym się zajmował, ale żadne z nas nie było na tyle odważne by poprosić go o normalne życie. Za długo w tym tkwiliśmy. Tego dnia wróciłem po lekcjach i pierwsze, co mnie zaskoczyło to złowroga cisza. W domu zawsze grał telewizor, muzyka lub po prostu rozchodził się gwar rozmów. Zdenerwowany obszedłem całą willę i nie zastałem nic niespotykanego. Powierzchowny porządek i trochę walających się bez ładu rzeczy moich i mojej siostry. Jak co dzień. Na koniec została mi sypialnia rodziców. Przez cały czas towarzyszyła mi złowroga cisza, a ja po prostu wiedziałem, że coś się stało. Otworzyłem drzwi..i.. - głos mu się załamał. Usiadł na podłodze chowając twarz w dłoniach. Patrzyłam się na niego w osłupieniu z otwartymi ustami, nie będąc w stanie zareagować. Wziął kilka głębokich oddechów i kontynuował.
- Wszystko we krwi. Ciało ojca leżało zmasakrowane w wannie, a biała dotychczas łazienka cała była w czerwonych plamach. Nie wiem czy mogę powiedzieć, że go kochałem. Na pewno nie darzyłem go uczuciem jakim normalnie darzy syn ojca. Był dla mnie ważny, a ten widok zostanie ze mną do końca życia. Powstrzymując odruch wymiotny wycofałem się z powrotem do zakrwawionej sypialni i wtedy zobaczyłem matkę. Zimną, z niemym krzykiem wymalowanym na twarzy. Całe ciało miała pocięte, a w dodatku wygięte w nienaturalnej pozycji. Jak się później dowiedziałem, została też zgwałcona. Z wrzaskiem wybiegłem z tego koszmaru ponownie przeszukując dom. Nigdzie nie było Wali. Do dzisiaj jej nie znalazłem. Wiem tylko, że gdy katowali moich rodziców, nie było jej w domu. Tyle dowiedziałem się z kartki leżącej przy ciele matki. Przeżyłem bym ,,wszem i wobec rozgłaszał, że z nimi się nie zadziera". Te wszystkie dziewczyny w pokoju na piętrze...Każdą sprawdziłem czy nie jest moją siostrą. Jednak od sześciu lat nie dane było mi jej więcej zobaczyć. Straciłem ją, straciłem moją siostrzyczkę i boję się, że już nigdy nie wezmę ją w ramiona - zakończył słabym głosem. Po raz pierwszy miałam wrażenie, że jest słaby i kruchy. Wyglądał, jakby właśnie przeszedł załamanie nerwowe, a w dodatku jego ciałem wstrząsały lekkie dreszcze. Nie wahając się ani chwili podbiegłam do niego i padłam przy nim na kolana. Po drodze zrzuciłam z siebie kurtkę, ciskając nią gdzieś w kąt.


- Zayn...nie wiem, jak to jest, gdy ktoś w tak brutalny sposób zabiera ci całą rodzinę. Ale wiem, jak to jest gdy ktoś kto miał cie kochać, każdego dnia niszczy cie coraz bardziej, więc domyślam się co czujesz - odsunęłam mu ręce i wzięłam jego twarz w dłonie, delikatnie gładząc policzki. - Cieszę się, że mi powiedziałeś...Teraz rozumiem znacznie więcej - nie odrywałam wzroku od jego oczu. Pięknych, czekoladowych, ale jakże smutnych w tej chwili. Już nie błyszczały tak jak chwilę temu. Postanowiłam zrobić wszystko, by choć na sekundę przywrócić te urocze iskierki.
Wpatrywaliśmy się w siebie, aż w końcu nachyliłam się i złączyłam nasze usta. Już nawet nie bałam się odrzucenia, chciałam tylko, żeby poczuł się lepiej.  Z początku niewinny i delikatny pocałunek przerodził się w coś zachłannego, wręcz zaborczego. Nasze języki szalały, a my sapaliśmy jakbyśmy właśnie przebiegli maraton. Wplotłam dłonie w jego włosy delikatnie ciągnąc za dłuższe kosmyki. Zareagował gardłowym mruknięciem, które jeszcze bardziej mnie nakręciło. Pragnęłam czuć go dosłownie wszędzie. Przyciągnął mnie bliżej do siebie, całując moją szyję i twarz. Powoli wsuwał ręce pod moją szarą koszulkę, aż w końcu całkowicie mnie jej pozbawił. Nie wiem, dlaczego pozwoliłam mu na to. Tak samo nie wiem, dlaczego czułam jak po moim ciele rozlewa się żar, a ja dosłownie wariuję pod wpływem jego dotyku.
Chłopak dźwignął się stając na równe nogi i podnosząc mnie z ziemi. Uniosłam pytająco brwi, bojąc się, że znów zrobiłam coś nie tak. Odpowiedział mi tylko namiętnym pocałunkiem, na który mruknęłam z aprobatą. Nie odrywając swoich warg od mojego ciała zaniósł mnie do swojej sypialni i dosłownie rzucił mną na łóżko. Zabolało, ale w tej chwili było mi to obojętne. Wyciągnęłam w jego kierunku ramiona, prosząc by znów mnie dotknął. Uśmiechnął się zadowolony i położył się na mnie, ręką gładząc mój nagi brzuch i podszczypując skórę. Jęknęłam i przyciągnęłam go do siebie, by delikatnie ugryźć go w szyję. Mruknął sięgając zapięcia mojego stanika, by się go pozbyć. Nim zdążyłam zaprotestować moje piersi zostały odkryte, a biustonosz poniewierał się gdzieś po podłodze. Spięłam się świadoma kliku blizn na moim biuście. Zayn natychmiast to wyczuł i przyglądając się mojej twarzy zaczął kreślić kółka na mojej nagie skórze.
- Nie denerwuj się. Są piękne - wyszeptał przygryzając płatek mojego ucha. Z przyjemności wbiłam paznokcie w jego plecy. On jednak sunął w dół, pozostawiając po sobie wilgotną ścieżkę. Zatrzymał się przy mojej piersi i patrząc mi w oczy zaczął ją całować, w tym samym czasie drugą masując wolną ręką. Wygięłam się w łuk, gdy zębami chwycił mój sutek i lekko go przygryzł.
- Z-Zayn - zawyłam, przyciskając jego głowę do siebie. Nowe dla mnie uczucie w podbrzuszu powodowało, że dosłownie traciłam głowę, a on wcale mi nie pomagał w dojściu do siebie. Mulat oderwał się ode mnie zostawiając mnie na chwilę dyszącą i  rozpaloną, po czym zwinnym ruchem pozbył się koszulki i spodni. Na widok jego idealnego, wytatuowanego ciała zaparło mi dech w piersiach. Ponownie wziął mnie w ramiona, a nasze rozgrzane ciała przyjemnie ocierały się o siebie. Oplotłam go nogami w pasie, czując jego twardość na swoim udzie. Opuszkami palców dotykałam każdego jego tatuażu pragnąc poznać jego historię. Chłopak gładził przez chwilę moje plecy, po czym chwycił za pasek moich jeansów próbując go rozpiąć.
Zesztywniałam. Wiedziałam, że nie jestem jeszcze na to gotowa. Nie chciałam go urazić, ale nie mogłam tego teraz zrobić.
- Zayn. Nie, proszę - odepchnęłam jego dłoń. Wyglądał jakby właśnie próbował zrozumieć sens moich słów. W końcu jego twarz wykrzywiła się w nieprzyjemnym wyrazie niezadowolenia, ale nie naciskał. Odsunął się ode mnie patrząc nadal z pożądaniem na moje nagie piersi. Zawstydzona próbowałam zakryć je ręką, ale złapał ją i odsunął, uśmiechając się nagle.
- Dlaczego? - zapytał muskając moje sutki. Oszałamiająca przyjemność rozlewała się po moim ciele uniemożliwiając mi logiczne myślenie. Dobrze wiedział co robi.
- Nie teraz. Po prostu..nie czuję się na siłach - wyjąkałam starając się brzmieć przekonywująco. Jednak wydostające się z moich ust westchnienia znacznie mi to utrudniały.
- Nie powiem ci, że cie rozumiem, kiedy dosłownie mam ochotę zedrzeć z ciebie te pieprzone spodnie i wziąć cię jak najszybciej, żebyś wyła moje imię z zadowolenia - burknął podnosząc się z łóżka. Poczułam jak robię się cała czerwona.
- Gdzie idziesz? - cholera jasna, znowu wszystko spaprałam. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia, przez co miałam ochotę ubrać się i uciec gdzie pieprz rośnie.
- Muszę sobie ulżyć. Chyba, że zmieniłaś zdanie, wolałbym żebyś zrobiła to ty - uśmiechnął się wrednie, a widząc moją minę wzruszył tylko z rezygnacją ramionami i rzucił na odchodnym - Zaraz wrócę. Nawet nie próbuj się ubierać. - odwrócił się, a ja zmieszana podziwiałam jego umięśnione plecy, na których odznaczały się czerwone zadrapania po moich paznokciach.

___________________________________________________________

I jak się podoba? Z tego rozdziału jestem zadowolona :D
Postanowiłam trochę przybliżyć Wam historię Zayna, wiem, że troszkę czekałyście, ale chyba było warto, prawda? ^^
Jeśli spodziewałyście się jakiejś ostrzejszej sceny +18 to przepraszam, ale jeszcze troszkę musicie poczekać xD
Ten rozdział był generalnie słodki i kochany, ale później nie będzie już różowo xd
Tyle ode mnie, nie przynudzam. Kocham Was bardzo, jesteście wspaniałe ! <3

15 komentarzy = nowy rozdział :) czyli jak zawsze, ale idzie to Wam wspaniale i tak trzymajcie, bo dzięki temu dalej kontynuuję to ff :D

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 14




Coś leży na moim brzuchu i uniemożliwia mi oddychanie. W dodatku przyciska mnie do czegoś miękkiego i ciepłego. Duszę się, powoli zaczyna brakować mi tlenu. Otwieram gwałtownie oczy, by odkryć, że do mojej twarzy Zayn przytula swój policzek cicho postękując. Cholera jasna, to jest niesamowicie urocze. Moje serce podskoczyło, a w brzuchu poczułam motylki. Chciałam zostać w tej pozycji, jak najdłużej, ale jeszcze chwila i się uduszę. Delikatnie próbowałam odsunąć jego rękę ze swojego brzucha, ale na niewiele się to zdało. Trzymał mnie tak mocno, że nie mogłam ruszyć się ani o centymetr.
- Zayn? - wysapałam mając nadzieję, że chłopak otworzy oczy. Nie zareagował. Mój oddech był coraz płytszy, a ja czułam jak powoli odpływam. - Zayn?! - spróbowałam jeszcze raz odnosząc kolejną porażkę. Postanowiłam zastosować inną taktykę. Resztkami sił odwróciłam głowę w jego stronę i złączyłam nasze usta delikatnie go całując. Jeżeli to go nie obudzi, będę musiała być brutalna. Chłopak pod wpływem mojego dotyku uśmiechnął się promiennie, po czym otworzył oczy. Radość natychmiast znikła z jego twarzy, a zastąpiła ją złość.
- Co do kurwy?! - syknął zrywając się na równe nogi. Wzięłam głęboki oddech. Byłam zszokowana, o co mu chodzi? Myślałam...Myślałam, że...Idiotka.
Przecież wczoraj był taki czuły... No dobrze, może nie na początku. Gdy opowiedział mi o swoim dzieciństwie, wybaczyłam mu ten policzek. Wiedziałam, jak rodzic potrafi zniszczyć twoje życie, zrównując cię z ziemią, dlatego postanowiłam pokazać mu bliznę, choć było to dla mnie niesamowicie trudne. Jest jedyną osobą, która o niej wie, oczywiście oprócz mojej, pfu, matki. Zaufałam mu, jak nikomu innemu, a on postanowił to zdeptać, uznając za gówno warte.
- Jaa...eee...chciałam cie tylko obudzić...przepraszam.. - wyjąkałam, czując jak do moich oczu napływają łzy. Zamrugałam usilnie próbując je powstrzymać. Chłopak popatrzył na mnie wściekły naciągając na stopy buty.
- Nie próbuj tego więcej - zagroził, po czym trzasnął drzwiami od mojej sypialni. Chwilę potem usłyszałam, jak odjeżdża z piskiem opon. Co ja takiego zrobiłam? Przecież sam całował mnie tyle razy... Nie rozumiałam jego reakcji. Czułam się upokorzona i wykorzystana. Przewróciłam się na drugi bok pragnąc, by otworzyła się pode mną wielka zapadnia i pochłonęła mnie raz na zawsze. Po raz kolejny dowiedziałam się, jak mało jestem warta dla innych. Czasami zastanawiałam się, dlaczego jeszcze ze sobą nie skończyłam, ale w takich chwilach przed oczami stawał mi Liam. Sam, bez żadnej rodziny, bez wsparcia. Nie mogłam mu tego zrobić, nie potrafiłam go tak po prostu zostawić.

Dlaczego uważałam, że pomiędzy mną a Zaynem może coś się rodzić? Przecież byłam dla niego kolejną głupią panienką do zaliczenia. Wczoraj jednak mimo wszystko ze mną został... No tak, może myślał, ze mnie przeleci. Na jego nieszczęście znowu dostałam ataku i się nie udało. Jestem taka beznadziejna... Matka miała rację, nie nadaję się do niczego.
Już nawet nie miałam siły płakać. Leżałam bez ruchu, tępo wpatrując się w ścianę i pogrążając w coraz większej rozpaczy. Wydawało mi się, że w końcu komuś zaczęło na mnie zależeć, a on okazał się zwykłym dupkiem. Na co, ja do cholery liczyłam?!

- Siostra? - w drzwiach mojego pokoju pojawiła się głowa Liama, tym samym wyrywając mnie z totalnej depresji. Nareszcie!
- GDZIE BYŁEŚ?! - zerwałam się, krzycząc na niego wściekle. Może trochę wyładowywałam na nim rozczarowanie Zaynem, ale nie zmieniało to faktu, że mój brat zachowywał się ostatnio podejrzanie i solidny ochrzan zupełnie mu się należał.
- Eeej, spokojnie! - w geście obronnym uniósł ręce do góry, marszcząc przy tym zdenerwowany brwi.
- Spokojnie?! SPOKOJNIE?! - wybuchłam. Wszystkie negatywne emocje zaczęły ze mnie wypływać, a ja nie byłam w stanie się opanować. - Kiedy ostatni raz spałeś w domu?! Co ty robisz po nocach, kiedy ja nie śpię i umieram ze strachu?! - mimo tego, że byłam od niego o ponad głowę niższa, miałam wrażenie, że chłopak pod wpływem moich oskarżycielskich słów skurczył się w sobie, a nasze oczy praktycznie znajdowały się na jednej linii.
- Przestań się na mnie wydzierać! - popatrzył na mnie z wyrzutem - Sama nie jesteś lepsza! Ciągle cie nie ma! Myślisz, że nie wiem, że się z nim spotykasz?! - oskarżycielsko wymierzył we mnie palec. Zrobił się cały czerwony na twarzy. Powoli tracił nad sobą kontrolę.
- To ma być argument?! Gdybyś nie był takim idiotą, nigdy bym go nie poznała! RATUJE CI ŻYCIE - uderzyłam go w pierś po czym wybiegłam do łazienki. Oparłam się o umywalkę, próbując uspokoić przyspieszone bicie serca. Wszystko wokół siebie niszczę. Nie powinnam się unosić, teraz nie będzie chciał ze mną rozmawiać, a ja go tak bardzo potrzebuję... Moje życie wymyka mi się z pod kontroli. Najgorsze jest to, że w żaden sposób nie potrafię tego opanować, wręcz przeciwnie. Wszystko tylko pogarszam. Ochlapałam twarz zimną wodą i wzięłam kilka głębokich wdechów. Kątem oka dostrzegłam na pralce nieposkładane pranie Liama. Postanowiłam zanieść mu je do pokoju i wykorzystać to jako pretekst do przeprosin. Poukładanie ubrań zajęło mi kilka minut, przez które obmyśliłam taktykę i już chwilę później niepewnym krokiem szłam w kierunku jego sypialni.
Bez pukania uchyliłam drzwi, jednak nie zastałam mojego brata. Mój plan wziął w łeb. Zrezygnowana podeszłam do szafy, chcąc odłożyć pranie. Szybko rozłożyłam je na odpowiednie kupki. Chciałam zamknąć mebel, jednak coś wystawało ze środkowej półki, skutecznie mi to uniemożliwiając. Westchnęłam i nerwowym ruchem odgarnęłam ubrania, przez co ciemny przedmiot upadł na podłogę zderzając się z moją stopą. Syknęłam z bólu, ale gdy z osłaniającej go przeźroczystej reklamówki wysunęła się czarna lufa zamarłam. Drżąc z przerażenia podniosłam go, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie trzymam w dłoni. Pisolet. Czarny, trochę zbyt duży jak na moją niewielką dłoń, ale idealnie pasujący do Liama. 
Z otwartymi ustami patrzyłam na broń nie wierząc własnym oczom. PO CO MU TO?!!?! Nie miałam nawet pojęcia, jak sprawdzić czy jest naładowany. Sama jego obecność w naszym domu napawała mnie przerażeniem, a myśl, że mój brat mógłby go kiedykolwiek użyć...miałam ochotę krzyczeć wniebogłosy. Gdy przed oczami stanął mi obraz Liama mierzącego do człowieka z pistoletu, nie zapanowałam nad mięśniami i wypuściłam go z ręki. Po pokoju rozniósł się głuchy szczęk metalu odbijającego się od drewnianej podłogi. Złapałam się za usta, tłumiąc krzyk rozpaczy.
- Co ty tu kurwa robisz?! - do pokoju z prędkością światła wpadł Liam. Był blady jak ściana. Nie patrząc na mnie rzucił się po pistolet, bacznie go oglądając, czy nie uszkodziłam jego zabawki.
- Co-o to jest? - wyjąkałam bojąc się, że usłyszę najgorsze.
- Nie widzisz?! Mógł wystrzelić! Kurwa, mogłaś się ZABIĆ - machał rękami na wszystkie strony, nie zwracając uwagi na moje przerażone spojrzenie.
- Po co ci on? - jego słowa nie miały dla mnie znaczenia. Nie przejęłam się tym, że chwilę temu byłam bliska śmierci. Cały czas nie potrafiłam zaakceptować widoku mojego brata z czymś takim w dłoni.
- Do sesji zdjęciowej!!! Próbowałem ci powiedzieć, że podpisałem kontrakt z firmą odzieżową na reklamę ich najnowszej kolekcji, ale ty wolałaś się na mnie wydrzeć! - był wściekły, ale w jego oczach widziałam strach i niepewność. Dlaczego? Dlaczego wciąż miałam wrażenie, że coś przede mną ukrywa, że nie jest całkowicie szczery? Czy to ze mną jest coś nie tak? Ostatnio nie ufałam już nikomu, nawet sobie samej.
- Ja...przepraszam, muszę się przejść - wyminęłam go i biegiem ruszyłam ku drzwiom wyjściowym.

~~~~~

Od godziny chodziłam po mieście, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Ciasno zasunęłam zimowy płaszcz próbując ochronić się przed chłodem. Kaptur zasłaniał moje zmarznięte uszy, jednak włosy wciąż trzepotały mi na wszystkie strony pod wpływem silnego wiatru. Pierwszy śnieg prószył delikatnie, topniejąc przy pierwszym kontakcie z ziemią. Nie potrafiłam pozbierać się po dzisiejszych wydarzeniach. Miałam wrażenie, że od momentu, kiedy to Zayn wybiegł z mojego pokoju, zostawiając mnie samą, było ze mną coraz gorzej. Rozpadałam się na maleńkie kawałeczki, nie mając już nawet siły na kolejne łzy. Potrzebowałam wsparcia, jednak znikąd nie nadchodziło. Miałam Hannah, ale ostatnio bardzo się od niej oddaliłam. Nie mogłam teraz tak po prostu przyjść do niej i opowiedzieć jej o tym gównie. Nie darowałaby mi tego, że trzymałam wszystko w tajemnicy. Zresztą, wydawało mi się, że ona nie będzie w stanie zrozumieć tej sytuacji. Nikt, kto nie przeszedł przez takie piekło jak ja, nie pojmie mojej chęci bycia kochaną i zauważoną. Moja psychika stoi na chwiejnych nogach, chyląc się ku upadkowi, a każda następna osoba w moim życiu coraz bardziej skłania ją ku temu.

Rozejrzałam się wkoło zdając sobie sprawę z tego, że znalazłam się nad rzeką. Nie miałam pojęcia, która jest godzina, bo telefon zostawiłam w domu wychodząc w pośpiechu. Na dworze wciąż było jasno, a ja nie miałam ochoty wracać do domu. Nie dopóki to tam jest. 
W zasadzie stąd jest niedaleko do domu Hazzy...Wczoraj wybiegłam zostawiając go samego sobie. Kolejny przejaw mojej głupoty. Co jeżeli chłopak potrzebował pomocy? 
Wyzywając się w myślach, szybkim krokiem ruszyłam pod pamiętny adres. Zbyt dużo czasu spędziłam na mrozie, powoli przestawałam czuć już stopy, a mój nos przypominał czerwoną, zamrożoną truskawkę.
Im bliżej byłam celu, tym słuszność mojego pomysłu malała. Kiedy stanęłam przed drzwiami jego kawalerki, nie byłam już taka pewna co do tego, czy powinnam tam wchodzić. Skarciłam się jednak za swój egoizm, myśląc o poturbowanym ciele chłopaka i zapukałam donośnie. Nie czekałam długo. Zdziwiłam się jednak, gdy nie przywitało mnie zielone, ciepłe spojrzenie. Zamiast tego para błękitnych oczu wpatrywała się we mnie nieprzychylnie. 
- Czego? - burknął nieznajomy chłopak, przymykając drzwi, tak aby nie mogła zajrzeć do środka. Zaskoczona zlustrowałam go wzrokiem dostrzegając liczne tatuaże na jego ramieniu. Rozczochrane, proste włosy niesfornie opadały mu na oczy, a on w śmieszny sposób przechylał głowę, by choć trochę zwiększyć pole widzenia. W pośpiechu założone, czarne rurki opinały jego zgrabne nogi, a tego samego koloru, pomięty T-shirt lekko podkreślał wyrzeźbioną klatkę piersiową. Gdyby nie jego nieprzyjemne przywitanie i złośliwa mina, uznałabym go za całkiem uroczego. Przez chwilę nawet wydawało mi się, że gdzieś go już widziałam, ale nie mogąc sobie przypomnieć w jakich okolicznościach, uznałam, że moja wyobraźnia znowu płata mi figle.
- Emm..chyba pomyliłam mieszkania.. - rzuciłam mu pełne wyrzutu spojrzenie, powoli się wycofując. 
- Też mi się tak wydaje - już miał zamykać drzwi, gdy ze środka dobiegł nas krzyk. Nie potrafiłam rozpoznać poszczególnych słów, ale wyraz twarzy bruneta pod ich wpływem natychmiast się zmienił. - Wejdź - przesunął się umożliwiając mi przejście obok niego. Popatrzyłam na niego nie mając pojęcia o co mu chodzi. Stałam, jak słup soli nie wiedząc co zrobić. Co jeżeli to jakiś psychol? 
- Ruszysz się do cholery czy nie? - jego usta wygięły się nieprzyjemnie, a oczy mierzyły mnie podejrzliwie. Niepewnie zajrzałam do środka rozpoznając niewielki korytarz. Na miękkich nogach przekroczyłam próg mieszkania, bojąc się tego co zaraz może się stać. Chłopak wyminął mnie i skręcił do znanego mi już salonu. Podążyłam za nim, mając nadzieję, że przeżyję ten dzień.
- Lou idioto, gdzie twoje maniery?! - z pokoju dobiegł mnie zachrypnięty głos Hazzy. Odetchnęłam z ulgą, ciesząc się, że nie będę zdana na łaskę jego znajomego. Stanęłam przy drzwiach, starając się nie zwracać uwagi na zabójczy wzrok niebieskookiego i uśmiechnęłam się lekko, widząc, że lokowaty ma się lepiej. Siedział na kanapie opatulony kocem. Jego twarz zdobił wielki, fioletowy siniec, oraz kilka rozcięć. Spuchnięta warga nie wyglądała najlepiej, ale chłopak mimo to zdawał się być w wyśmienitym humorze.
- Och, przepraszam. Louis, sługus tego palanta. Mów mi po imieniu, będzie mi bardzo miło - jego głos był przepełniony jadem. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, co ja mu takiego zrobiłam. W mieszkaniu panował lekki chłód, mimo to po moich plecach ściekała strużka potu, będąca efektem nadmiernego stresu.
Nie odpowiedziałam. W ciszy obserwowałam, jak sięga po kurtkę leżącą na fotelu i w pośpiechu naciąga ją na swoje szczupłe ramiona.
- Co robisz? - zielonooki próbował złapać go za rękę, ale ten wyrwał mu się tylko przygważdżając chłopaka spojrzeniem.
- Wychodzę, nie mam zamiaru na to patrzeć. - warknął, po czym potrącając mnie ramieniem wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami.
- No cóż, nie przejmuj się. Ma humory, jak kobieta w ciąży. Cieszę się, że jednak postanowiłaś wrócić. - posłał mi ciepły, jednak trochę smutny uśmiech. Ośmielona tym, że Louis zostawił nas samych, ściągnęłam płaszcz, siadając koło bruneta. 
- Chciałam sprawdzić jak się czujesz...- zrobiło mi się głupio, przez to jak się wczoraj zachowałam. Uciekłam, jak kompletna kretynka. Co on sobie musiał pomyśleć...  Spuściłam wzrok, udając, że nagle zafascynowały mnie moje stopy.
- Znacznie lepiej, ale ty nie wyglądasz zbyt dobrze - położył dłoń na mojej, a ja wzdrygnęłam się zaskoczona, tym gestem. Chłopak wyglądał na zatroskanego. Poczułam usilną potrzebę zwierzenia się komuś, a on był jedyną osobą, która mogła mnie w tej chwili wysłuchać.
- Masz rację - głośno przełknęłam ślinę i spojrzałam w jego szmaragdowe tęczówki. Dostrzegłam w nich aprobatę, więc kontynuowałam - Czuję się, jakbym tam w środku umierała. Tracę kontrolę nad swoim życiem, a cóż...twoje pojawienie się w nim nie ułatwiło wcale sytuacji... - wykrztusiłam, czekając na jego reakcję. Przez chwilę panowała głęboka cisza, a ja mentalnie się spoliczkowałam, za zbyt dużą szczerość. Mimo to chłopak wciąż gładził moje ramię, dzięki czemu w moim sercu zagościła nadzieja.
- Och, chodź tutaj - zagarnął mnie do uścisku, w żaden sposób nie komentując mojego wyznania. Zdziwiona przyjęłam jego gest. - Są decyzje, które musisz podjąć sama, nikt ci w tym nie pomoże - wyszeptał w moje włosy, a ja spięłam się.
- Co masz na myśli? - próbowałam wyzwolić się z jego objęć, jednak nie pozwolił mi na to. Zrezygnowana oparłam policzek o jego tors wdychając jego zapach. Nie pachniał tak idealnie, jak Zayn. To były tylko męskie perfumy, niesamowite oczywiście, ale brakowało mi ich połączenia z tytoniem.
- Tak tylko mówię - poczułam, jak jego mięśnie napinają się. Uniósł moją twarz, chwytając ją między dłonie i zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy. - Tak przy okazji, twój tyłek wygląda naprawdę nieźle w tych spodniach - uśmiechnął się łobuzersko, a ja zrobiłam zażenowaną minę. Nie tego potrzebowałam w tej chwili. Odsunęłam się od niego, gdy jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Mimo to nie potrafiłam oderwać wzroku od jego wspaniałych oczu. Cholera, powoli traciłam dla nich rozum!
- Ew, masz świeże bandaże? Potrzebujesz czegoś? - postanowiłam zmienić temat. Nerwowo uderzałam stopą o podłogę w nieznanym mi rytmie.
- A co jeśli powiedziałbym, że potrzebuję ciebie? - przechylił lekko głowę, bacznie mi się przyglądając. Zdębiałam. Otworzyłam usta by coś powiedzieć, jednak szybko je zamknęłam, nie mając pojęcia jak zareagować. 
- Wyluzuj, tak tylko żartowałem - roześmiał się starając się rozluźnić panującą między nami napiętą atmosferę. Zawtórowałam mu sztucznie, pragnąc wyjść już z tego mieszkania. Chłopak miał się dobrze, spełniłam swoje zadanie. - Lou wszystkim się zajął. Ale to miłe, że się o mnie troszczysz. - puścił mi oczko. Zignorowałam to, bijąc się z własnymi, trochę niestety nieprzyzwoitymi myślami. Nie mogłam nic poradzić na to, że na widok jego zębów przygryzających dolną wargę miałam ochotę sama to zrobić.
- Byłeś u lekarza? - postanowiłam dowiedzieć się, czy ma jakieś poważne urazy, a potem wrócić do domu. No, może nie do domu. Po prostu wyjść stąd i uciec przed jego natarczywym spojrzeniem i tym co we mnie wyzwalał.
- Powiedzmy...Jestem tylko poobijany. Na szczęście. - uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco wyciągając w moim kierunku dłoń. Wstałam szybko z kanapy, robiąc zakłopotaną minę. Nie chciałam już do reszty stracić kontroli nad własnymi myślami, a co gorsza nad sobą samą.
- Przepraszam, muszę już iść. Brat czeka na mnie z...obiadem - Boże Niki, gorszej wymówki wymyślić nie mogłaś. W myślach wymierzyłam sobie porządny policzek. Chłopak zmarszczył brwi, zdziwiony moją reakcją.
- Szkoda, myślałem, że zostaniesz trochę dłużej...-westchnął, a ja z powrotem zapragnęłam usiąść koło niego i tonąć w jego zielonych oczach.
- Następnym razem - cholera, muszę stąd wyjść, bo coraz bardziej się pogrążam. Posłałam mu przepraszający uśmiech i szybko ewakuowałam się z jego mieszkania, świadoma tego, że złożyłam mu obietnicę kolejnego spotkania. Szlag by to trafił.

~~~~~

Szłam w nieznanym mi kierunku zapuszczając się w coraz dziwniejsze dzielnice. Zaczynało powoli robić się ciemno, a ja szczerze mówiąc nie miałam pojęcia gdzie jestem. Od dobrych piętnastu minut nie minęłam żywej duszy, a z zimna dostałam kataru. 
Myślami krążyłam wokół Zayna i Hazzy. Nie wiedziałam, czego ode mnie chcą. W dodatku odkąd pojawili się w moim życiu, czułam się coraz bardziej rozbita. Mój brat, wcale nie ułatwiał sytuacji. Wręcz przeciwnie, wszystko tylko komplikował, a moja zdolność do psucia wszystkiego wokół mnie pogrążała mnie w zupełności.
- Hej maleńka! - za moimi plecami rozległ się pijacki krzyk. Poczułam jak jeżą mi się włoski na karku. Przyspieszyłam kroku, gdy kątem oka zobaczyłam dwie zakapturzone postacie idące za mną. Wokół oprócz nas, nie było nikogo. Miałam ochotę zacząć walić głową w mur za swoją głupotę. 
- Nie udawaj, że nas nie słyszysz! Taki zimny dzień...Chodź, rozgrzejemy cie! - mężczyźni wybuchli  obrzydliwym, gardłowym śmiechem zmniejszając między nami odległość. Żołądek zacisnął mi się ze strachu, a ja mimo zmęczenia już prawie biegłam. Jednak oni mieli mnie praktycznie na wyciągnięcie ręki. Byłam bez szans. W okolicy nie zauważyłam żadnego sklepu, do którego mogłabym wbiec ratując się przed tymi zboczeńcami. Próbowałam opracować, jakąś strategię, ale nie pozostało mi nic poza rzuceniem się sprintem przed siebie, licząc, że będę szybsza. Napięłam mięśnie gotowa do ucieczki, gdy moją drogę zajechał czerwony pick-up.
Zatrzymałam się w pół kroku, nie wiedząc co robić. Trzęsłam się, jak galareta, a mężczyźni byli tuż tuż za mną. Nagle drzwi od samochodu otworzyły się ukazując młodego blondyna za kierownicą.
- Niall? - wyszeptałam półgłosem, dziękując Bogu, za odrobinę szczęścia. 
- Wskakuj, a nie gap się - ponaglił mnie niecierpliwie, a ja wdrapałam się do środka, pragnąc rzucić mu się na szyję z radości. Chłopak ruszył z impetem zostawiając moich niedoszłych oprawców na środku pustej ulicy. Widziałam, jak wymachują w jego stronę rękami. 
- Dziękuję - powiedziałam, chociaż wiedziałam, że to nie odda tego co właśnie czuję. Byłam mu niezmiernie wdzięczna za to, że się zatrzymał.
- Szukam cie od trzech godzin! - popatrzył na mnie zirytowany zaciskając palce na kierownicy.
- CO? - wydawało mi się, że się przesłyszałam. Po co miałby sobie zaprzątać mną głowę? Halo, człowieku, my się praktycznie nie znamy!
- Zayn dostał świra, po tym jak twój braciszek powiedział mu, że wyszłaś parę godzin temu, a on nie ma pojęcia co się z tobą dzieje - blondyn nie odrywał wzroku od jezdni, mimo to wydawało mi się, że przewrócił oczami.
- Niech się w dupę pocałuje - wypaliłam zanim zdążyłam pomyśleć. Jednak gdy pomyślałam o poranku i o tym jak Zayn się zachował, przestałam żałować swoich słów. Ba! Miałam ochotę zwyzywać go od najgorszych.
- Dam ci dobrą radę. Nie igraj z ogniem. - zahamował z impetem. Gdybym nie przytrzymała się rękami deski rozdzielczej prawdopodobnie wyleciałabym przez przednią szybę. Staliśmy na czerwonym świetle, nic nadzwyczajnego., ale patrząc na groźną minę chłopaka i jego niewyraźny uśmiech, po moim ciele rozeszły się nieprzyjemne dreszcze.
- Nie wiem, dlaczego odkąd cie poznał, zachowuje się jak nie on. To utrudnia... - tu przerwał na chwilę, zaciskając powieki. Wyglądał jakby właśnie beształ się w myślach. Odsunęłam się od niego, opierając plecy o drzwi. Moje palce z całej siły zacisnęły się na uchwycie, jakby to miało mi w czymkolwiek pomóc.
- To utrudnia sprawę - dokończył z naciskiem na ostatnie słowo. - Uważaj, on jest nieobliczalny. Nie prowokuj go więcej. - wcisnął gaz, a pick-up szarpiąc nami do przodu wystrzelił przed siebie.
- Czym go niby prowokuję? Tym, że oddycham? - nie mogłam się powstrzymać. Chciałam trochę zirytować blondyna, mszcząc się tym samym za jego niezbyt miłe słowa.
- Nie zachowuj się jak mała dziewczynka, dobrze wiesz o co mi chodzi. A raczej o kogo. - rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie skręcając w kierunku centrum miasta. Poczułam jak moje policzki oblewa zażenowany rumieniec, a serce wręcz obija się o żebra. Przecież ja tylko chciałam uratować Hazzę, niech oni się w końcu odwalą!
- Zawieź mnie do domu - poleciłam, marząc by ten cholerny dzień w końcu się skończył. Miałam dosyć tych wszystkich gróźb, poleceń i rozkazów. Niall na moje słowa tylko głośno się roześmiał. Co znowu?
- Chyba żartujesz. Zayn na ciebie czeka - dlaczego te słowa zabrzmiały w jego ustach jak groźba?

____________________________________________________________

Przepraszam, przepraszam, przepraszam!

Przepraszam, za to, że ten rozdział jest taki beznadziejny :(

Starałam się, jak mogłam, ale moja wena chyba się ulotniła...Nie chciałam Was zawieść i mimo wszystko go dodaję, bo wiem, że czekacie, a ja nie jestem w stanie wymyślić nic lepszego :/

Przyjmuję na siebie wszelką krytykę, wiem, że nie potrafię pisać i nie mam pojęcia, co ja tutaj jeszcze robię :c

Ale chciałam Wam powiedzieć, że jesteście absolutnie niesamowite!
BARDZO, BARDZO DZIĘKUJĘ WAM za tyyylee komentarzy pod ostatnim rozdziałem, za te wszystkie miłe słowa na tt i w komentarzach! Naprawdę nie macie pojęcia ile to dla mnie znaczy :D
Tylko dzięki nim ten rozdział pojawia się po tygodniu, gdyby nie Wy nie wiem czy kiedykolwiek bym go dodała...
No cóż, więc jak zawsze 15 komentarzy = nowy rozdział, a ja obiecuję, że następny będzie lepszy!
Oczywiście im więcej komentarzy, tym większy uśmiech na mojej twarzy i motywacja :D

Kocham Was Słońca <3 <3 <3


PS. Chcecie w następnym rozdziale jakieś czułe momenty między Niki i Zaynem?

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 13


Skarby mały prezent ode mnie - cały rozdział z perspektywy Zayna.
Mam nadzieję, że się spodoba, pierwszy raz w życiu pisałam coś takiego...
W środku pojawi się muzyka.
Enjoy :)


_______________________________________________________

Zayn's P.O.V.

- Zayn zrób coś! On go zabije! - wrzasnęła, a łzy zaczęły cieknąć po jej policzkach. Zdziwiłem się. Dlaczego tak bardzo jej na tym zależało? Co ją do cholery obchodził ten śmieć?! Skrzywiłem się z niesmakiem patrząc na Stylesa. Nienawidzę go. Nienawidzę go całym sercem. Mam nadzieję, że Jack da mu popalić. 
- Wiedział w co się pakuje. - warknąłem. Próbowałem ukryć grymas zadowolenia, gdy kątem oka dostrzegłem, jak głowa chłopaka odskakuje na skutek silnego uderzania. Tak, rozprawię się z tobą w białych rękawiczkach sukinsynu. Dziewczyna wpadała w coraz większą panikę, przez chwilę nawet zastanawiałem się, czy branie jej tutaj było dobrym pomysłem.  Cała się trzęsła, a w dodatku wyglądała jakby miała zaraz zemdleć. Trudno. Musi zobaczyć, że nie ma prawa się do niego zbliżać. 
- Zayn, szef wzywa - koło mojego prawego ramienia zmaterializował się Niall. Na widok jego miny, od razu wiedziałem, że mam problemy. Szlag trafi, muszę ją tu na chwilę zostawić. 
- Zostań tutaj, zaraz przyjdę - popatrzyłem na nią ostrzegawczo, dając do zrozumienia, żeby nie zrobiła nic głupiego i szybkim krokiem podążyłem za blondynem. 
- Mówiłem ci kurwa, że to nie jest dobry pomysł. Stary się wściekł, zwłaszcza po przegranym wyścigu. Ale ty oczywiście musisz robić po swojemu! - chłopak szedł wściekle machając rękami na wszystkie strony i robiąc mi wyrzuty. Wiedziałem, że po części ma rację. Ale tylko po części.
- Oh, zamknij się. Udobrucham go - położyłem rękę na wielkiej mosiężnej klamce. Zrobiłem głęboki wdech i popatrzyłem w oczy przyjaciela. Szukałem w nich wsparcia, niestety on zaoferował mi tylko spojrzenie pełne niepokoju i nieufności. Westchnąłem.
- Pamiętaj, że oboje tkwimy w tym gównie. Ciągniesz mnie na dno Malik. - wyszeptał kiedy ja naciskałem klamkę. Dzięki stary, wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
Weszliśmy do wielkiego drewnianego gabinetu. Od razu poczułem się przytłoczony. Nie lubiłem takich miejsc. Ciężkie, wysokie po sam sufit, drewniane regały zakrywały wszystkie ściany. Stojąc na czerwonym dywanie przed mahoniowym biurkiem poczułem się mały i nic nieznaczący. Dobrze wiedziałem, że wystrój tego wnętrza miał powodować takie wrażenie, ale wcale mi to nie pomagało. Starałem się ukryć zdenerwowanie przywołując na twarz cwaniacki uśmiech. 
- Zayn. Zayn Malik w towarzystwie swojego wiernego giermka Nialla Horana. Panowie, dawno was nie widziałem. - na wielkim skórzanym biurku siedział krępy, starzejący się brunet. Na sam jego widok zrobiło mi się niedobrze. Podła, nieczuła świnia. Nie miał żadnych skrupułów. Za wszelką cenę starałem się ograniczyć spotkania z nim, wszystkie polecenia wydawał telefonicznie lub za czyimś pośrednictwem. To, że mnie tutaj wezwał może zwiastować tylko najgorsze.
Dumnie wypiąłem pierś, posyłając mu pewne siebie spojrzenie. Instynktownie wyczuwałem napięcie płynące od Nialla. Czasami naprawdę miałem ochotę powiedzieć mu, żeby uciekł z tego miasta porzucając swoje dotychczasowe życie. Był ostatnią osobą, która nadawała się na gangsterkę. Ten człowiek nie potrafił nawet spuścić porządnego łomotu, zawsze musiałem nadstawiać za niego tyłek. Idiota.
- Usiądzie - mężczyzna wskazał na dwa obszerne fotele. Nie drgnąłem. Stałem czekając na dalszy rozwój sytuacji. Uniósł lekko brwi i podpalił grube cygaro. - Wytłumaczcie mi proszę, co tutaj robi Sparks? -  zaciągnął się i wypuścił duży kłąb dymu w naszym kierunku. Przyjemny zapach dobiegł moich nozdrzy, a ja poczułem silną potrzebę sięgnięcia po papierosa.
- Ja ją tutaj przyprowadziłem - wycedziłem. Dobrze, może umowa wyglądała trochę inaczej. Ale do kurwy, czy on nie rozumie, jakim zagrożeniem jest dla nas Styles?!
- To w takim razie, jak mi wytłumaczysz TO? - odwrócił w naszą stronę monitor stojący na biurku. W pierwszej chwili nie do końca wiedziałem, o co mu chodzi, ale gdy zobaczyłem Niki wbiegającą pomiędzy walczących, zagotowało mną.

CZY JA JEJ KURWA NIE KAZAŁEM NA MNIE CZEKAĆ?! ZAJEBIE JĄ, JAK JĄ DORWĘ. 

Próbowałem zachować kamienną twarz, ale nawet ja miałem z tym duże trudności. Kątem oka zobaczyłem przerażoną minę Nialla i przyznam szczerze, że miałem ochotę go zdzielić. Ile mam mu powtarzać, że okazywanie emocji to najgorsza rzecz jaką może tutaj zrobić?!
Machnąłem ręką, niby przypadkowo strącając flakon z biurka, by zyskać na czasie i wymyślić dobrą odpowiedź.
- Przepraszam - uśmiechnąłem się ''niewinnie''. Corello popatrzył na mnie wściekle, po czym wybuchnął.
- Masz się jej pozbyć! Nie interesują mnie warunki umowy! Niech ta mała zdzira, więcej mi tutaj nie miesza! - uderzył pięścią w blat, a ja poczułem, jak krew dudni mi w uszach. Miałem ochotę dopaść ją i zatłuc na śmierć. Oczami wyobraźni widziałem, jak pięściami okładam jej bezbronne ciało, pozostawiając na jej bladej skórze fioletowo-czerwone ślady. Moje dłonie automatycznie zacisnęły się w pięści gotowe do uderzenia. Powstrzymując przypływ adrenaliny zagryzłem zęby, nerwowo mrugając. Za wszelką cenę starałem się odgonić obraz moich palców zaciskających się na jej szyi, odbierając życiodajny tlen. Nie mogłem się tak teraz nakręcać.
- Co mam rozumieć przez "pozbyć się"? - mimo tego, że w środku aż się we mnie kotłowało od nadmiaru emocji, mój głos nawet nie drgnął. Byłem z siebie dumny.
- Ona jest twoim problemem, nie moim - machnął ręką dając znać, że rozmowa skończona. Skinąłem lekko głową na znak, że rozumiem i szybkim krokiem opuściłem gabinet. Dał mi wolną rękę, mogę z nią zrobić co chcę. Oj, już my się policzymy.
- Co teraz? - Niall był blady jak ściana. Jezu, człowieku jesteś facetem? Musiałem rozładować napięcie. Z całej siły kopnąłem w stojącą obok nas doniczkę. Ta odleciała na kilka metrów roztrzaskując się na ścianie. Wcale mi nie ulżyło.
- Znajdź ją i przywieź do mnie. Muszę jechać do Anabell. Inaczej kogoś zajebię. Ni, wiesz co masz robić - poklepałem go po ramieniu, krzyżując na kilka sekund nasze spojrzenia. Wiedział, że jeżeli nie pozwoli mi teraz odejść, źle się to skończy. Czuł drżenie mojej ręki, bez problemu również mógł dostrzec pulsującą żyłę na moim czole.
- Zajmę się tym. Idź. - przełknął głośną śliną i odwrócił się na pięcie. Może i był cipą, ale nigdy mnie nie zawiódł. Tylko jemu ufałem.

~~~~

Wejście do jej domu nie sprawiło mi dużego kłopotu. Jednym zwinnym ruchem wyważyłem uchylone okno w salonie i pod osłoną nocy wśliznąłem się do środka. Upewniłem się, czy Liam na pewno pojechał i zadowolony ruszyłem w kierunku jej pokoju. Swoją drogą ciekawe, czy ten kretyn przyznał się swojej siostrzyczce czym się zajmuje? Pewnie nie, tchórz pieprzony. 
Już od progu uderzył mnie zapach lawendy. Jakby nie dość tego, że Niki cała była nią przesiąknięta. Uśmiechnąłem się na widok panującego wszędzie nieskazitelnego porządku. Czyżby próbowała w ten sposób zastąpić bałagan w swojej głowie? 
Podszedłem do okna opierając się o parapet. Nogą od niechcenia kopałem w stojącą obok mnie komodę. Wspomnieniami na chwilę wróciłem do Anabell. Automatycznie poprawiłem swój rozporek na myśl o tym, co robiłem z nią jeszcze pół godziny temu. Dobrze, że miała skłonności masochistyczne. Przynajmniej rano nie dostanie ataku paniki na widok siniaków, które po sobie pozostawiłem. Nie miałem dla niej litości, ale uwielbiałem ją za to, że była na każde moje skinienie. Z drugiej strony nie cierpiałem za to, że była zimną suką nadającą się tylko do łóżka.
Dzięki niej z powrotem stałem się oazą spokoju. Całą złość wyładowałem na niej, dając upust emocjom. Przynajmniej Niki przeżyje dzisiejszą noc. Oczywiście pod warunkiem, że mój mózg nie odtworzy znienacka widoku jej broniącej tego gnoja. 
Nie czekałem długo. Drzwi od pokoju otworzyły się, a ja usłyszałem jej przyspieszony oddech. Biegła? Dlaczego mam wrażenie, że jest spanikowana? Ech, sam bym panikował na myśl o konfrontacji ze mną.

~~~~
- Zostań, proszę. Zostań ze mną na noc. - wyszeptała. Zamrugałem trawiąc jej słowa. To ja dałem jej z liścia, a ona prosi, żebym ją przeleciał? Co z nią jest nie tak? 
Trzymałem jej twarz w swoich dużych dłoniach ścierając kciukami łzy. Nie miałem pojęcia, co ta dziewczyna ze mną robi. Gdy upadła na podłogę cała chęć zemsty wyparowała. Zastąpił ją żal i niepokój. Czy ja zaczynam odczuwać ludzkie emocje? Przerwij to, skończ z tym jak najszybciej!
Wahałem się. Zayn Malik wahał się, czy zostać z dziewczyną, gdy ta go o to prosi. DO CHOLERY JASNEJ, MALIK WEŹ SIĘ W GARŚĆ.
Spojrzałem na jej usta. Lubiłem je czuć, lubiłem ich smak, lubiłem je ssać. Nachyliłem się, by znów ich posmakować. Całowałem ją, a po jej policzkach wciąż spływały słone krople. Byłem zdezorientowany. Czy to moja wina, że ona cały czas płacze? Robię coś nie tak?! Kurwa.
Ignorując fakt, że miałem przez nią całą koszulę mokrą, a nieprzyjemny chłód rozlewał się po mojej klatce piersiowej, powoli wsunąłem dłonie pod jej bluzkę. Nie zaprotestowała. Gładziłem jej miękką skórę, delektując się chwilą. Nie wiedząc jak zareaguje, bałem się być zbyt nachalny. Nie sądziłem, jednak że nieświadome przejechanie dłonią po jej biodrze spowoduje taką reakcję. Podskoczyła jak oparzona odpychając mnie od siebie. Patrzyła na mnie przerażonymi oczami, a ręce owinęła wokół swojej talii. Miała minę, jakbym co najmniej próbował ją zgwałcić. Chyba nawet ten policzek tak bardzo jej nie wystraszył. Jakie ta dziewczyna skrywała tajemnice? 
- Niki? - zapytałem niepewnie, zastanawiając się czy zaraz mi nie przyłoży. W zasadzie była chyba jedyną osobą, której reakcji nie potrafiłem przewidzieć. Przerażało mnie to. Jak mam wywiązać się z umowy, skoro ona jest nieobliczalna?
- Przepraszam, ja..ja nie mogę - wydusiła, po czym rzuciła się na łóżko twarzą w stronę materaca. Wyglądało to dość makabrycznie, jeśli mam być szczery. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Bałem się ludzkich emocji, wolałem się zamknąć w swojej przepełnionej brutalnością bańce, niż patrzeć na ich problemy. Od dziecka byłem oswajany z przemocą. Mój ojciec nie miał dla nikogo litości. Uczył mnie na swojego następce, a ja godnie dotrzymywałem mu kroku. Wyzbyłem się wszelkich uczuć i stałem się potworem. Teraz tylko odzyskam to, co nam się należy.
Zadziwiające, że gdy tak na nią patrzę, leżącą bez życia na łóżku, czuję, że muszę coś zrobić. Normalnie wyszedłbym, zostawiając ją samą sobie. Co mnie obchodzą jej problemy? 
Przekląłem pod nosem i usiadłem koło niej. Nie zastanawiając się nad tym co robię złapałem ją za ramiona i wciągnąłem na swoje kolana. Była zupełnie bezwładna, jak szmaciana lalka. Odgarnąłem jej czekoladowe loki z twarzy. Oddychała płytko patrząc na mnie błagalnie. 
- Och, do cholery ogarnij się - burknąłem gładząc jej policzek. Zacząłem robić się zirytowany. Ile można zachowywać się, jakby się było niezrównoważonym emocjonalnie?!
- Ciekawe, jak ty byś sobie poradził z moimi wspomnieniami! - warknęła ni stąd ni zowąd. Nie będę dłużej znosił jej humorów.
- Ciekawe, jak ty byś sobie poradziła, gdyby twój ojciec zabierał cie na gangsterskie egzekucje! Gdyby kazał ci patrzeć, jak odcina swojemu dłużnikowi palce! - nie wytrzymałem. Adrenalina znowu zaczęła mi uderzać do głowy, a mięśnie niebezpiecznie się napięły. Próbowałem się opanować, zwłaszcza, gdy zobaczyłem jej rozszerzone ze strachu źrenice. Nie chciałem jej skrzywdzić, jeszcze nie teraz. 
- O Boże... - usiadła chwytając moją twarz w dłonie. Opuszkami dotykała moich ogolonych policzków powodując przyjemne dreszcze na mojej skórze. Nawiązała ze mną kontakt wzrokowy, a ja z całej siły zacisnąłem palce na jej nadgarstkach. Skrzywiła się, ale nie przerwała kontaktu cielesnego. Miałem wrażenie, że przez moje ciało przebiega natężony prąd. Przygryzła wargę i delikatnie zaczęła całować moje kości policzkowe. Pozostawiała po sobie gorące ślady, a ja nie mogłem unormować oddechu. Poczułem, jak robię się coraz twardszy. 
Nagle oderwała się ode mnie i stanęła przede mną ze spuszczoną głową.
- Pokażę ci coś - wyszeptała patrząc w podłogę. Jej głos się łamał, a nogi trzęsły jak galareta. Wstrzymałem powietrze w płucach nie mając pojęcia, czego się spodziewać. Dziewczyna wyglądała, jakby zaraz miała się przewrócić. Przez chwilę nie potrafiła nawet złapać skrawka koszuli w dłoń. Jej twarz zasłaniały włosy, ale domyślałem się, że znów płacze. Widziałem jak kolana się pod nią uginają, a ona uparcie walczy z grawitacją, by nie upaść. Drżąc podniosła materiał bluzki do góry odsłaniając nagi brzuch. Wolną ręką nieznacznie odsunęła spódnicę i cienki pasek majtek. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc o co jej chodzi. Ale gdy odwróciła się do mnie bokiem zamarłem. Pod jej kością biodrową widniała obrzydliwa blizna. Idealnie umiejscowiona. Niki mogła chodzić z nagim brzuchem w krótkich spodenkach, a nikt nie domyśliłby się, że nosi na sobie takie znamię. Była niewiele mniejsza od jej dłoni. Składała się z małych, o chropowatej powierzchni kółek. Jej nierówne krańce rozchodziły się niczym macki w różne kierunki, a okropny różowy kolor przyprawił mnie o mdłości. 
Widziałem różne rzeczy. Nie raz patrzyłem na ludzi po porachunkach gangsterskich, ale nigdy w życiu nie zobaczyłem czegoś takiego. 
- Kto ci to zrobił? - wydusiłem odrywając wzrok od potwornej szramy. Nigdy więcej nie spojrzę na tę dziewczynę w ten sam sposób. 
- Moja matka - zaszlochała, a ja w ostatniej chwili podbiegłem do niej i złapałem ją w ramiona, chroniąc przed upadkiem. Kim była ta kobieta, że potrafiła zrobić coś takiego swojemu dziecku?! Myślałem, że mój ojciec zachowywał się, jak potwór każąc mi patrzeć na te wszystkie okropieństwa, ale on nigdy mnie nie dotknął. Przy tym, co ona przeżywała oglądanie kolejnej egzekucji wydawało się niczym wyjątkowym.
Trzymałem ją w ramionach bojąc się, że się rozpadnie na kawałki. Cały czas drżała cicho szlochając. Po raz pierwszy w życiu ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Nie powinienem był jej uderzać. Z powrotem położyłem ją do łóżka. Upewniłem się, że jest jej wygodnie i przysunąłem ją do swojego ciała, pragnąc zapewnić jej choć odrobinę bezpieczeństwa.
- Maleńka, wszystko jest w porządku. Nie ma jej tutaj. Spokojnie..- mruczałem cicho do jej ucha, monotonnie gładząc jej włosy. Powoli uspokajała się, a jej oddech przestał niebezpiecznie świszczeć. W końcu zasnęła. Obserwowałem jej łagodne rysy twarzy zastanawiając się przez jakie piekło musiała przejść. Szkoda, że nie będzie mi dane pomóc jej otrząsnąć się z tego koszmaru.

________________________________________________________

Rozdział dodałam bardzo szybko, wiem :)
To dzięki Wam, za tak dużą liczbę komentarzy w tak krótkim czasie! DZIĘKUJĘ BARDZO! Ach i dziękuję również za te wszystkie miłe słowa na tt <3
Czekam na Wasze opinie, przyznam, że trochę stresuję się tą częścią. Pisało mi się ją znakomicie (do 4 nad ranem xD), ale nie mam pojęcia czy się spodoba...
Jak wiecie 15 komentarzy = nowy rozdział.
Kocham Was xxx 

ps. Jak ktoś chce być informowany niech zostawi TUTAJ swój user z tt, będzie mi naprawdę dużo łatwiej to wszystko ogarnąć :)
Muzyka dzięki @1Ducha :*

wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 12


- Hazel? Ałć, cholera jasna - otworzyłam powoli powieki. Moim oczom ukazała się wykrzywiona twarz Hazzy. Mrugnęłam kilka razy by wyostrzyć wzrok. Chłopak opierał się na moim fotelu, nachylając się nade mną i patrząc na mnie z niepokojem. Lewą ręką trzymał się za brzuch i cicho postękiwał.
- Szlag, znowu odpłynęłam - podniosłam się na łokciach, powodując tym samym potworny ból głowy. Przez chwilę wydawało mi się, że po mojej twarzy nadal płynie krew, a panika z powrotem powoli ogarniała moje ciało. Zaczęłam się trząść. Próbowałam ukryć drżenie nóg i rąk przed brunetem, ale na nic się to zdało. Popatrzył na mnie zszokowany i mimo bólu usiadł na oparciu, zamykając moje dłonie w ciepłym uścisku.
- Spokojnie dziewczyno...Ona już nie wróci. Nie mieszkasz już z matką. Nigdy więcej cie nie dotknie. Masz na to moje słowo. - obandażowaną dłonią delikatnie gładził moje ramię. Jego słowa podziałały na mnie uspokajająco, ale...CHWILA, CHWILA.
- Skąd wiesz o moim dzieciństwie?! - byłam pewna, że nic mu wcześniej o nim nie wspominałam. Ba! Dałabym sobie rękę uciąć, że nie rozmawialiśmy na ten temat. Moje serce załomotało, a przez głowę przebiegły setki myśli. Przestraszyłam się nie na żarty. Okazuję się, że on wie zdecydowanie zbyt wiele na mój temat. - Kim ty jesteś do cholery?! - wrzasnęłam zrywając się na równe nogi.
- Hazel, uspokój się. - popatrzył na mnie niepewnie, próbując się poruszyć.
- Nawet nie waż się do mnie zbliżać! - zrobiłam kilka kroków w tył, by maksymalnie zwiększyć między nami odległość. Z jednej strony chciałam stąd uciekać, gdyż przerażała mnie myśl, że ten chłopak zna najczarniejsze momenty mojego życia, z drugiej jednak, pragnęłam dowiedzieć się skąd on to wszystko wie i czego ode mnie chce.
- Dobrze, wytłumaczę ci to - drżącą dłonią odgarnął opadające mu na oczy loki i wziął głęboki oddech. Odsunęłam się jeszcze bardziej, opierając plecy o ścianę. Stąd miałam już niewielką odległość do drzwi wyjściowych. W razie czego mogłam się szybko ewakuować, bez ryzyka, że chłopak spróbuje mnie powstrzymać. W tym stanie nie miał szans, żeby mnie dogonić.
- Pamiętasz sąsiadkę, która mieszkała obok twojej matki? Tę, do której chodziłaś na obiady? - nie bardzo wiedziałam do czego zmierza. Jego mina była nieodgadniona, a oczy chłodne niczym lód. Zmarszczyłam brwi i lekko skinęłam na potwierdzenie jego słów. - Wynajęła mnie, żebym cie odszukał. Chciała wiedzieć, co się z tobą działo przez te wszystkie lata. Tyle. Żadnych teorii spiskowych. - rzucił mi pełne politowania spojrzenie, po czym otworzył usta z zamiarem powiedzenia czegoś więcej. Nie dałam mu na to szansy.
- BZDURA! - krzyknęłam wściekle i nie zważając na jego protesty rzuciłam się biegiem ku wejściu. Upierdliwy głosik w mojej głowie podpowiadał, że chłopak kłamie. Mimo usilnych prób wyciszenia go i zaufania Hazzie, wiedziałam, że coś tutaj nie gra. Nie mogłam tam zostać ani chwili dłużej. Trzasnęłam drzwiami i potykając się zbiegłam po schodach.
- Hej! Wszystk.. - skacząc po dwa stopnie w dół potrąciłam wysokiego bruneta. Kątem oka zauważyłam, że mężczyzna był bardzo przystojny, a niewielki zarost dodawał mu męskości. Proste włosy opadały w nieładzie na jego czoło, a on patrzył na mnie z niepokojem.
- Spieszę się! - sapnęłam nie zatrzymując się ani na chwilę. Wypadłam na ulicę i głęboko odetchnęłam nocnym powietrzem.

~~~~

Ostrożnie wsunęłam klucz do zamka i powoli przekręciłam, starając się nie narobić zbyt wiele hałasu. Pchnęłam drzwi powodując tym samym nieprzyjemne skrzypienie. Skrzywiłam się. Nie chciałam budzić Liama. Znowu skończyłoby się to awanturą. Miałam nadzieję, że uda mi się zachować swoją nocną nieobecność w tajemnicy. Nie starczyłoby mi sił na kolejne starcie z moim bratem.
Jak najszybciej potrzebowałam znaleźć się w łóżku. Byłam wyczerpana i spanikowana. Czułam, że tracę kontrolę nad własnym życiem,  jakbym nie miała już wpływu na to, co się ze mną stanie następnego dnia. Do tego powracające koszmary z dzieciństwa coraz częściej nie dawały mi spać, a co gorsza powracały w najmniej oczekiwanych momentach. Miewałam problemy z normalnym funkcjonowaniem w dzień, wydawało mi się, że nie mam władzy nad własnym ciałem, a codzienny trening sprawiał mi kłopoty już po pierwszych dziesięciu minutach. Na jedzenie od dłuższego czasu nie mogłam patrzeć, a ciągły ścisk żołądka towarzyszył mi każdego dnia. Bałam się, że wycieńczenie nie pozwoli mi normalnie żyć, a wtedy Zayn dopadnie Liama. Nie mogłam go stracić. Był jedyną osobą, dla której jeszcze chodziłam po tym świecie.

Z niemałym trudem wchodząc po schodach, wciąż rozmyślałam o polującym na mnie Zaynie. Nie wiedziałam, co robić. Gdybym miała pieniądze, nakłoniłabym mojego brata na wyjazd, dopóki sytuacja się nie uspokoi. Chociaż nie. Gdybym je posiadała, już dawno spłaciłabym dług Liama.  Co robić, co robić, co robić?!?!!? Wyśpię się i pójdę do Hannah, opowiem jej o wszystkim. Może ona coś poradzi. Ja już spieprzyłam sprawę, mieszając jeszcze bardziej. Jestem beznadziejna, nie potrafię nawet opanować emocji. Cholera jasna, nawet teraz nogi się pode mną uginają.  Zayn mnie zabije. Jestem martwa. Mam nadzieję, że oszczędzi Liama. Ze mną niech robi co chce, zasłużyłam na to.

Weszłam do pokoju i odetchnęłam z ulgą na myśl, że zaraz znajdę się w łóżku i choć na chwilę przestanę się zadręczać. Rzuciłam torebkę w kąt i odwróciłam się w stronę okna. Wtedy go zobaczyłam. Stał tyłem do mnie, a jego włosy błyszczały w świetle zachodzącego księżyca. Ubrany cały na czarno wyglądał jak włamywacz. Zresztą, przecież nim był, nikt go tutaj nie wpuścił. Na jego widok skamieniałam. Dosłownie stanęłam jak wryta nie mogąc ruszyć żadną częścią ciała. Sama nie wiem czego się spodziewałam, przecież oczywistym było, że mój dom będzie pierwszym miejscem, w którym postanowi mnie szukać. Jestem kompletną kretynką.
- Długo kazałaś na siebie czekać - odwrócił się. Popatrzyłam na jego twarz, a moje serce przestało pompować krew. To nie była wściekłość, lecz furia. Oczy, które normalnie są koloru czekoladowego, stały się czarne jak noc. Po raz pierwszy widziałam go ogolonego. Instynktownie poczułam, że nie wróży to nic dobrego. Ściągnął brwi tak, że tworzyły jedną grubą linię. Z całej siły zacisnął szczękę, a na jego czole wyskoczyła pulsująca żyła. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, przez chwilę przemknęła mi nawet głupia myśl, że może rzucił na mnie jakiś urok.
Podszedł do mnie, patrząc mi w oczy. Trzęsłam się jak galareta, marząc o tym, by cofnąć czas i nie iść z nim do tej pieprzonej willi. Jeszcze przed chwilą byłam pewna, że godnie uda mi się stawić mu czoła. Teraz jednak przekonałam się, że to nie będzie takie łatwe. Poczułam jak nogi drętwieją mi na skutek potwornego strachu, a ja tracę panowanie nad własnym ciałem pod wpływem jego miotającego błyskawice spojrzenia. Mimo to wciąż nie potrafiłam oderwać wzroku od jego przystojnej twarzy. Wiedziałam, że moje życie właśnie dobiega końca i nie miałam już nawet siły żegnać się z nim po raz któryś. Jednak najbardziej absurdalne w tym wszystkim wydawało mi się moje pragnienie rzucenia mu się w ramiona. Chciałam by mnie przytulił i pozwolił rozpłakać się niczym małemu dziecku. Paranoja, prawda?
Resztką silnej woli skupiłam się na utrzymaniu pionowej postawy wyczekując nieuniknionego.
- Co ty sobie wyobrażałaś?! - warknął. Zadrżałam nieprzyjemnie szczękając zębami. W przypływie adrenaliny otworzyłam usta, by uraczyć go cytatem, który wiele lat temu zapadł mi w pamięć, powracając do mnie w najtrudniejszych sytuacjach. Jednak nie zdążyłam. Chłopak uniósł dłoń i z impetem zamknął mi usta siarczystym policzkiem. Jego palce z dużą siłą zderzyły się z moją skórą pozostawiając na niej czerwone, palące ślady. Okrutny plask rozszedł się echem po cichym pokoju. Zszokowana krzyknęłam, łapiąc się za bolące miejsce. Oczy wypełniły mi się łzami, a ja nie potrafiłam ich powstrzymać. Ostatnią osobą, która użyła wobec mnie przemocy, była siedem lat temu moja matka. Całe życie przeleciało mi przed oczami, od pierwszego wspomnienia, gdy potykam się o niezawiązane sznurówki, po tę chwilę. Przerażona brutalnością i nieczułością towarzyszącą mi na każdym kroku od urodzin, bezwładnie upadłam na ziemię. Nawet on nie był w stanie temu zapobiec. Uderzyłam o drewnianą podłogę, a po mojej twarzy wciąż nieubłaganie płynął strumień łez. Leżałam szlochając i czekając na kolejne ciosy. W tej chwili było mi wszytko jedno, w końcu przez ponad połowę swojego dzieciństwa znajdowałam się w podobnej sytuacji. Starałam się tylko maksymalnie napiąć mięśnie by zmniejszyć odczuwany ból. Wystarczająco mnie już poniżył, teraz pozostało mu tylko dobicie.

Ku mojemu zaskoczeniu chłopak padł na kolana obok mnie i zaczął szeptać przeprosiny.
- Myślałem, że oszaleję...Tyle godzin! Tyle pieprzonych godzin, przez które odchodziłem od zmysłów! Nie miałem pojęcia, co się z tobą stało, tak bardzo się bałem, że się z tobą rozprawili! Nawet nie wiesz co to za ludzie, Boże Niki, oni mogli cie zabić! Tam na środku, przy nich wszystkich! Nie zdajesz sobie sprawy komu przeszkodziłaś!!! - schował twarz w dłonie, a ja zszokowana jego wyznaniem ucichłam. Patrzyłam na niego, jak na kompletnego wariata. Byłam przekonana, że zatłucze mnie na śmierć za to, że go ośmieszyłam przy wszystkich. Wbrew jego woli wybiegłam na środek widowiska i przerwałam to okrucieństwo. Wielkiemu gangsterowi sprzeciwiła się zwykła dziewczyna, robiąc z niego idiotę, a on przychodzi do mojego domu po to, żeby powiedzieć mi, że się o mnie martwił?! Albo to ja jestem nienormalna i czegoś nie zrozumiałam, albo to on jest chory psychicznie!
- C-co? - wytrzeszczyłam na niego oczy, nie wiedząc, czy aby na pewno moja wyobraźnia nie płata mi figli. Zayn uniósł głowę i spojrzał na mnie, krzywiąc się z niesmakiem.
- JESTEŚ SKOŃCZONĄ KRETYNKĄ! - krzyknął mi prosto w twarz, po czym zerwał się na równe nogi. Wierzchem dłoni otarłam zapłakaną twarz, śledząc każdy jego ruch. Nie zdziwiłabym się, gdyby za chwilę znowu dostał ataku szału, teraz już nic mnie chyba nie zaskoczy. Chłopak skierował się ku drzwiom. Szybko podniosłam się z podłogi i w ostatniej chwili złapałam go za koszulę powstrzymując przed wyjściem.
- Zayn? - wyszeptałam niepewnie. Niech on mi do cholery wytłumaczy, o co w tym wszystkim chodzi!
Odwrócił się do mnie. Nasze klatki piersiowe delikatnie się muskały, a on przeczesywał palcami moje włosy. Wstrzymałam oddech i powoli wyciągnęłam dłoń, by dotknąć jego gładkiego policzka. Opuszkami śledziłam linię jego szczęki patrząc mu w oczy. Pomału robiły się z powrotem czekoladowe. Słyszałam bicie naszych serc, oba znacznie przyspieszone. Z każdą sekundą robiłam się coraz pewniejsza, zapominając o bolącej twarzy, na której widniał czerwony ślad. On mnie nie skrzywdzi.
- Nigdy więcej tego nie rób - zamknął mnie w uścisku. Z moich oczu znowu popłynęły łzy. Tym razem nie były wyrazem mojej bezsilności i strachu. Płakałam, bo ktoś się o mnie martwił. Komuś wreszcie zależało na tym, co się ze mną dzieje. Wiedziałam, że tym policzkiem chciał mi przywrócić rozsądek. Nigdy więcej nie zachowam się tak nieodpowiedzialnie. Pociągałam nosem, mocząc mu całą koszulę. Kciukiem starł mokre ślady, po czym przysunął swoje usta do moich. Przycisnęłam go mocniej do siebie, owijając ręce wokół jego szyi. Całował mnie tak, jakby bał się, że zaraz się rozpadnę na kawałki zostawiając go samego. Uwielbiałam jego ciepłe, miękki wargi, zwłaszcza gdy pozostawiały wilgotne ślady na mojej skórze. Miałam ochotę krzyczeć z przyjemności. Pojedyncze słone krople wciąż płynęły z moich oczu, a on każdą z nich scałowywał nie pozwalając jej spaść. Oderwałam się od niego i przytuliłam go najmocniej i najciaśniej jak tylko potrafiłam.
- Zostań, proszę. Zostań ze mną na noc. - wyszeptałam pragnąć trwać w jego ramionach do końca życia.  Zaskakujące, że mam wrodzony talent do wybierania tego co dla mnie najgorsze*...Ale czy to takie dziwne, że na widok tego chłopaka miałam motyle w brzuchu? Że pod wpływem jego dotyku rozpływałam się? Cholera jasna, co się ze mną dzieje?! I gdzie jest mój brat?!

_______________________________________________________________

* Cytat ,,Harry Potter i Kamień Filozoficzny" troszkę go zmieniłam  :)

Ciekawa jestem, jak Wam się spodoba ten rozdział. Ja mam co do niego mieszane uczucia i szczerze mówiąc, nie jestem zbyt zadowolona. Chciałam, żeby wyglądał inaczej, ale naprawdę nie potrafię tego lepiej napisać, przepraszam :<

Martwi mnie spadająca liczba komentarzy pod ostatnim rozdziałem...Aż tak Wam się nie podobał? :(
Niestety, ostatni raz dodaje nową część, gdy pod ostatnią było mniej niż 15 komentarzy. I nie, to nie jest szantaż, po prostu zbyt wiele czasu mnie to kosztuje, nad tym siedziałam wczoraj do 2 w nocy, więc musicie mnie zrozumieć. Przepraszam. 

No nic, naprawdę fascynuje mnie to, czy ten przypadnie Wam do gustu, jest inny, prawda? 
Do napisania Miśki xx