Od imprezy minął ponad tydzień. Liam prawdopodobnie uznał, że już do reszty zwariowałam, po tym jak opowiedziałam mu o nieznajomym chłopaku o nieziemsko zielonym spojrzeniu. Uparcie twierdził, iż nikogo takiego nie zna i na pewno go u nas w domu nie było. Każdą moją próbę zaprzeczenia szybko ucinał mówiąc, że wpuszczał wszystkich gości osobiście i nie pozwolił na przyprowadzanie tzw. plus jeden. Zrezygnowana porzuciłam ten temat. Mój brat od tego czasu obchodził się ze mną jak z jajkiem. Gdy nie było go dłużej w domu dzwonił kilka razy dziennie i pytał, czy wszystko w porządku, a gdy już w nim zostawał, nie dawał mi praktycznie ani chwili prywatności. Czekałam tylko, aż spróbuje zaciągnąć mnie do psychologa.
Natomiast tajemniczy nieznajomy więcej nie dał o sobie znaku życia. Powoli zaczynałam wierzyć w to, że był tylko i wyłącznie wytworem mojej wyobraźni. Podobnie jak on, zniknął też Zayn. Nie odezwał się ani razu odkąd zabrał mnie na imprezę. Zastanawiałam się, czy spowodowało to moje odkrycie i postanowił, więcej się do mnie nie zbliżać, czy po prostu planuje jakby tu się mnie pozbyć w jakiś wyrafinowany sposób.
Jak co dzień katowałam się porcją ćwiczeń. Zupełnie nie akceptując swojego ciała, pół roku temu podjęłam rozpaczliwą próbę walki z moim zdaniem zbyt krągłą figurą. Nawet nie wiem dlaczego to robię. Swoje życie towarzyskie, a zwłaszcza miłosne już dawno skazałam na porażkę. Przyzwyczaiłam się do myśli, że na wieki wieków pozostanę sama, a żaden mężczyzna się mną nie zainteresuje. W zasadzie to się im nawet nie dziwiłam, nie było czym. Moja matka miała rację.
- Jeszcze tylko dziesięć powtórzeń! Dasz radę! - krzyknęła zupełnie niezmęczona Jillian Michaels*. Naprawdę nie wiedziałam, jak to możliwe, że ona nadal wygląda jak na początku swojego treningowego filmiku. Ja ociekałam potem, nie wspominając o twarzy koloru dojrzałego pomidora. Mimo tego, że trenuję już szósty miesiąc wciąż miałam problemy z wykonaniem wszystkich ćwiczeń, a po ich zakończeniu pragnęłam tylko umrzeć.
Moją mękę przerwał telefon. Dziękując Bogu za chwilę przerwy z trudem doczołgałam się do biurka i nie patrząc na wyświetlacz odebrałam.
- H-halo? - wysapałam. Za cholerę nie mogłam opanować przyspieszonego oddechu.
- Co ty robisz?! - w słuchawce rozległ się zdumiony głos Zayna.
- Jaa...eee - próbowałam nie dyszeć, ale moje starania były nadaremne - dlaczego do mnie dzwonisz?-
- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie! - wkurzył się. Wyobraziłam sobie, jak właśnie marszczy złowrogo brwi, a chwilę później rzuca telefonem o ścianę.
- Ćwiczę - postanowiłam, więcej go nie denerwować i na ile byłam w stanie przyjęłam beztroski ton głosu. - O co chodzi? -
Odpowiedział mi tylko głuchy sygnał informujący o tym, że mój rozmówca przerwał połączenie. Zdumiona popatrzyłam na ekran telefonu, by tylko upewnić się, że ten dupek najzwyczajniej w świecie się rozłączył.
-Nienawidzę go, naprawdę. - burknęłam i z powrotem włączyłam Jillian podskakującą z nogi na nogę.
Dziesięć minut później, gdy akurat leżałam na podłodze i dosłownie wypalałam moje najprawdopodobniej nieistniejące mięśnie brzucha, rozległ się dzwonek do drzwi. Westchnęłam poirytowana i na sztywnych nogach zeszłam na dół.
- Tak Liam, wciąż żyję, patrz, nawet jestem w stanie otworzyć ci drzwi! - krzyknęłam wkurzona nadopiekuńczością brata i nacisnęłam klamkę.
Głośno wciągnęłam powietrze, gdy zobaczyłam, że na progu nie stoi mój brat. O framugę opierał się cholernie przystojny szatyn. Mierzył mnie bystrym spojrzeniem, seksownie oblizując przy tym wargę. Lekki zarost dodawał mu męskości, a ciemny ubiór tajemniczości. Cicho westchnęłam. Zayn natomiast na mój widok tylko głośno się roześmiał. Mój zachwyt szybko minął, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie dość, że byłam cała czerwona i spocona to moje włosy przypominały jedną wielką szopę. W dodatku ubrałam krótkie spodenki opinające mój wielki tyłek i podkoszulek kończący się równo z żebrami, żebym mogła widzieć pracę brzucha.
- Co cie tak bawi?! - wymamrotałam speszona przymykając lekko drzwi by choć trochę się osłonić przed jego ciekawskim spojrzeniem. Zażenowana całą sytuacją zapomniałam nawet o strachu, jaki powinnam odczuwać w jego obecności. Przecież ten facet ma pokój pełen zdjęć różnych dziewczyn!
- To, że nie wierzyłem, że mówiłaś prawdę. Kto normalny ćwiczy w domu w taki piękny dzień? - bez cienia zakłopotania odepchnął drzwi, prawie łamiąc przy tym moją rękę, i pewnym krokiem wszedł do środka. Poruszał się z niezwykłą gracją rozglądając się po pomieszczeniu.
- Ja tak codziennie - popatrzyłam na niego spode łba - Dasz mi chwilkę? Muszę, ee, wziąć prysznic - naprawdę nie wiem jak to możliwe, ale moja twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona, a ja sama nie wiedziałam, którą część ciała próbować zakryć.
- Jasne. Może ci pomóc? Wiesz, plecy i te sprawy - mrugnął do mnie i podszedł trochę bliżej. Zniesmaczona swoim treningowym zapachem natychmiast się odsunęłam na bezpieczną odległość dzielącej nas kanapy.
- Rozgość się - burknęłam i pobiegłam do swojego pokoju. Po krótkim zastanowieniu wybrałam najlepsze spodnie i bluzkę.
Wydawało mi się, że prysznic i makijaż zajęły mi niewiele czasu, ale gdy gotowa już stanęłam przed lustrem i popatrzyłam na wiszący nad nim zegar zdałam sobie sprawę z tego, że nie było mnie prawie godzinę. Mimo wszystko zadowolił mnie efekt końcowy.
- Chwilkę? - w salonie zastał mnie Zayn rozwalony na kanapie z pilotem i paczką nachosów.
- Jakby na to nie patrzeć to pojęcie względne.. - usiadłam na miejscu, które mi zrobił. Przysunął się tak, że jego stopy dotykały mojego uda, a on spokojnie mógł oprzeć głowę na moim ramieniu. Powstrzymałam nieprzyjemny dreszcz lekko zagryzając wargę.
- Co to było? Ten atak w łazience? - zmienił temat, kompletnie zbijając mnie z tropu. Poczułam jak w moim gardle rośnie wielka gula uniemożliwiająca mi oddychanie. Złapałam się kurczowo obicia kanapy tłumiąc napływające wspomnienia i łzy.
- Jasne. Może ci pomóc? Wiesz, plecy i te sprawy - mrugnął do mnie i podszedł trochę bliżej. Zniesmaczona swoim treningowym zapachem natychmiast się odsunęłam na bezpieczną odległość dzielącej nas kanapy.
- Rozgość się - burknęłam i pobiegłam do swojego pokoju. Po krótkim zastanowieniu wybrałam najlepsze spodnie i bluzkę.
Wydawało mi się, że prysznic i makijaż zajęły mi niewiele czasu, ale gdy gotowa już stanęłam przed lustrem i popatrzyłam na wiszący nad nim zegar zdałam sobie sprawę z tego, że nie było mnie prawie godzinę. Mimo wszystko zadowolił mnie efekt końcowy.
- Chwilkę? - w salonie zastał mnie Zayn rozwalony na kanapie z pilotem i paczką nachosów.
- Jakby na to nie patrzeć to pojęcie względne.. - usiadłam na miejscu, które mi zrobił. Przysunął się tak, że jego stopy dotykały mojego uda, a on spokojnie mógł oprzeć głowę na moim ramieniu. Powstrzymałam nieprzyjemny dreszcz lekko zagryzając wargę.
- Co to było? Ten atak w łazience? - zmienił temat, kompletnie zbijając mnie z tropu. Poczułam jak w moim gardle rośnie wielka gula uniemożliwiająca mi oddychanie. Złapałam się kurczowo obicia kanapy tłumiąc napływające wspomnienia i łzy.
Wściekły krzyk matki, wyzwiska, pas smagający moje bezbronne ciało... Dziurawy materac i miś, którego dostałam w szkole na Mikołaja.. Mój jedyny przyjaciel, jedyny któremu mogłam się wtedy zwierzyć i wypłakać... Wieczny głód i strach przed powrotem do domu... Przerażone spojrzenie sąsiadki, gdy czasami mijała mnie na klatce schodowej... Szybkie, utrzymujące mnie przy życiu posiłki w jej mieszkaniu, kiedy matka wychodziła pić...
Tym razem powracające obrazy nie wydały mi się tak realistyczne. Patrzyłam na wszystko z perspektywy postronnego świadka, a nie jak zawsze, małej dziewczynki, którą wtedy byłam. Mimo to trzęsłam się jak epileptyk nie mogąc opanować ataku histerii. Zayn przez chwilę patrzył na mnie osłupiały nie wiedząc co zrobić. Kiedy pierwszy szok minął, wziął mnie na kolana niczym małe dziecko i zamknął w uspokajającym uścisku, delikatnie kołysząc się na boki. Zwinęłam się w kłębek i przytuliłam twarz do jego klatki piersiowej, mocząc mu przy tym cały sweter. Mój płacz powoli przechodził w cichy szloch, aż do bezradnego pociągania nosem. Po raz pierwszy od lat poczułam się bezpieczna i chroniona. Nie mogłam tego w żaden sposób porównywać z uściskiem Liama.
Serce biło mi jak oszalałe, gdy tylko pomyślałam, że siedzę wtulona w tego nieziemsko przystojnego chłopaka, a brzuch natychmiast zaciskał się na widok jego umięśnionych, wytatuowanych przedramion dodatkowo opiętych szarym swetrem z dekoltem w serek. Jeszcze nigdy atak nie przeszedł mi tak szybko jak dzisiaj. Powinnam zdzielić się po głowie za własną głupotę. Co z tego, że jest przystojny?! Przecież to gangster i psychopata!
- Przepraszam - wyszeptałam podnosząc głowę i kładąc ją na jego ramieniu. Wyciszyłam głos rozsądku i najzwyczajniej w świecie rozpływałam się w jego ramionach.
- Nie szkodzi, ja to wywołałem, nie powinienem pytać - zaczął się wiercić. Uznałam to za jasny sygnał, że jestem za ciężka, ale gdy spróbowałam podnieść się by wstać, przycisnął mnie mocniej do siebie. Chwilę potem podał mi wyjętą z kieszeni paczkę chusteczek. Przyjęłam ją z wdzięcznością.
- Widzisz, ma-am..- wzięłam głęboki oddech i wyrzuciłam z siebie - miałam koszmarne dzieciństwo. Mieszkam z Liam'em dopiero 7 lat, on jest moim przyrodnim bratem. Boję się ciemności, a wtedy jak zgasło światło przypomniały mi się chwile, gdy mieszkałam z matką.. Czasami mam takie ataki i nie do końca jestem w stanie je powstrzymać.. - przeczesałam nerwowo włosy obserwując jego reakcję.
Kiwnął głową na znak, że rozumie i głośno westchnął.
- Nie będę więcej o to pytać - uśmiechnął się pocieszająco, a ja pragnęłam pozostać w tej pozycji aż do śmierci. Moje czoło delikatnie muskało jego szorstką brodę. On natomiast lekko głaskał mnie po ramieniu, powodując tym samym przyjemne dreszcze w miejscu, gdzie mnie dotykał.
- Dlaczego tutaj przyjechałeś? Bo chyba nie po to, żeby rozmawiać ze mną o moich traumach? - natychmiast pożałowałam tego pytania. Czar prysł. Chłopak zabrał swoje ręce i podparł się robiąc ruch, jakby chciał mnie zrzucić z kolan. Niechętnie odkleiłam się od niego i zsunęłam na kanapę. Zayn miał minę jakby nie wiedział co powiedzieć. Wstał i spojrzał na zegarek, a na jego twarz powrócił chytry uśmieszek.
- Masz rację, nie po to. Właściwie to musimy już iść -
~~~~
- Dokąd jedziemy? - siedziałam w jego sportowym, czarnym Ferrari i zdenerwowana pocierałam uda. Udało mi się go ubłagać, by tym razem nie zasłaniał mi oczu przepaską. Zrobił to, ale tylko pod warunkiem, że będę trzymać łapy przy sobie. Nie do końca zrozumiałam o co mu chodziło, więc wykonałam jego polecenie dosłownie. Odkąd wsiadłam, ręce spoczywały na moich nogach. Jednak już po chwili żałowałam, że uległ moim prośbom. Jeździł jak kompletny wariat, a odkąd ruszył modliłam się, abyśmy jakimś cudem dojechali żywi.
Z każdą chwilą stawałam się coraz bardziej niespokojna. Wyjechaliśmy z miasta jakieś 40 minut temu, a on od tego czasu kluczył po bocznych drogach. Na dworze już dawno zapadł zmrok. W mojej głowie pojawiały się coraz bardziej makabryczne myśli. Przed oczami miałam swoje zdjęcie dołączone do jego kolekcji.
Z każdą chwilą stawałam się coraz bardziej niespokojna. Wyjechaliśmy z miasta jakieś 40 minut temu, a on od tego czasu kluczył po bocznych drogach. Na dworze już dawno zapadł zmrok. W mojej głowie pojawiały się coraz bardziej makabryczne myśli. Przed oczami miałam swoje zdjęcie dołączone do jego kolekcji.
- Jesteśmy na miejscu - uśmiechnął się pod nosem i zaparkował blokując wyjazd innemu autu. Zacisnęłam pięści na wypadek, gdybym musiała stawić opór. Zayn otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść z niskiego pojazdu. Doszliśmy na skraj lasu, gdzie stało mnóstwo młodych ludzi. Odetchnęłam z ulgą. Jeszcze trochę pożyję. Rozejrzałam się niepewnie wokół. Same obce twarze, wyzywająco ubrane dziewczyny, dumni, przystojni mężczyźni.
- Kogo ja widzę! - za moimi plecami rozległo się piskliwe wołanie. Zaciekawiona odwróciłam się i zobaczyłam krótko ostrzyżoną blondynkę zmierzającą w naszą stronę na 20-centymetrowych, czerwonych szpilkach. Skórzane shorty opinały zgrabne pośladki, a ciemne rajstopy wyszczuplały i tak zgrabne nogi. Jej głęboki dekolt odsłaniał duże piersi. Domyślałam się, że celowo nie zapięła beżowej kurteczki.
- Anabel! - Zayn podszedł do niej i cmoknął ją w usta. Uniosłam zdziwiona brwi.
- Anabel! - Zayn podszedł do niej i cmoknął ją w usta. Uniosłam zdziwiona brwi.
Dziewczyna?
- Startujesz ? - złapała za poły jego skóry i przyciągnęła go do siebie. Nawet w szpilkach była niższa od niego o głowę.
- Oczywiście - odgarnął opadający mu na oczy kosmyk i opuścił ręce wzdłuż ciała.
- Dzisiaj u ciebie ogierze? - oblizała zmysłowo czerwone usta, a dłonią przejechała po jego udzie.
- Zadzwonię - mrugnął do niej i wyzwolił się z jej uścisku. Zagotowało mną. Co za kretyn, zabiera mnie tutaj po to żeby obściskiwać się z jakąś tandetną lalą?!
- Czekam ! - krzyknęła, gdy odchodziliśmy. Zayn burknął coś pod nosem i skierował się w stronę grupki pogrążonych w rozmowie mężczyzn. Ledwo za nim nadążałam, ale on zdawał się zbytnio tym nie przejmować. Przynajmniej już się tak bardzo nie bałam. Wydawało mi się, że wśród tych wszystkich ludzi jestem w miarę bezpieczna.
- Spóźniłeś się godzinę - gdy do nich podeszliśmy młody, niebieskooki blondyn wskazał na nas oskarżycielsko, po czym zdeptał rzucony na ziemię niedopałek. Moją uwagę przykuły jego przeraźliwie chude nogi opięte przez jeansowe rurki.
- Coś mnie zatrzymało - wycedził Zayn nieznacznie zasłaniając mnie swoim ciałem.
- Samochód tam gdzie zawsze - rzucił w Mulata kluczykami - Anabel zaraz będzie gotowa. - uśmiechnął się i wsadził do ust nowego papierosa.
- Nie potrzebuję jej dzisiaj - Zayn lekko skinął głową w moją stronę. Wytrzeszczyłam zdumiona oczy walcząc z pokusą ucieczki gdzie pieprz rośnie. Blondyn zmierzył mnie spojrzeniem i zagwizdał z aprobatą. Krew zaszumiała mi w uszach, a nogi zrobiły się miękkie.
- Horan, morda do cholery - szatyn zrobił minę ,,Nie wkurwiaj mnie" i pociągnął mnie za sobą.
- Tylko się postaraj! Postawiłem na ciebie dwa koła! - usłyszałam za naszymi plecami krzyk niebieskookiego. Przestraszyłam się nie na żarty.
Jechaliśmy wielką, srebrną terenówką przez las, aż dotarliśmy na ogromną polanę. Na wszelki wypadek przypięłam się pasami i trzymałam wszystkich możliwych uchwytów, gdyż Zayn mimo licznych wertepów wciąż nadużywał gazu. Wjechaliśmy na trawę, a on stanął koło czterech, podobnych aut i odsunął siedzenie do tyłu.
- Siadaj - rozpostarł ramiona w niezrozumiałym dla mnie geście.
- C-co? - zrobiłam minę kompletnego debila na co on tylko przewrócił oczami.
- Usiądź mi na kolanach - zawahałam się, ale na widok jego nieznoszącej sprzeciwu miny wykonałam jego polecenie - Dobra, oprzyj plecy o drzwi, a stopy o swoje siedzenie. - posłusznie odwróciłam się bokiem do niego i rzuciłam mu wyczekujące spojrzenie. Teraz wyciągnie nóż i mnie nim zadźga? Skręci kark? O dziwo nawet specjalnie się nie bałam, wreszcie ktoś ukróci moje cierpienia. - Okej...tylko przesuń się trochę w stronę kierownicy..O tak. Teraz nie wbiję ci łokcia w żołądek w razie nagłego skrętu. - uśmiechnął się zadowolony, a ja w tym momencie zrozumiałam do czego on się przygotowuje.
- O nie! - wrzasnęłam i zerwałam się, jak oparzona szarpiąc za klamkę w nadziei, że uda mi się stąd jakoś uciec. Elementy układanki nareszcie zaczęły do siebie pasować. Ten wariat startuje w wyścigu terenowym, tylko z jakimiś popieprzonymi zasadami! Przecież ze mną siedząca na jego kolanach rozwalimy się na pierwszym najbliższym drzewie!
- Możesz za nią ciągnąć, przewidziałem twoją reakcję - wyszczerzył się chytrze, ale ja nadal próbowałam otworzyć drzwi - Uspokój się kurwa, nie ma czasu na histerie - złapał mnie z całej siły za ramiona i potrząsnął. Zabolało jak cholera. Syknęłam i wbiłam mu stopę w udo. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Wzmocnił tylko swój uścisk.
- Chcę stąd wyjść! Nie chcę zginąć ! Nie w taki sposób! - krzyczałam, wierzgając jak szalona.
- Kurwa! - podniósł się nieznacznie na siedzeniu i z całej siły przyparł mnie do szyby odcinając mi dopływ tlenu. - Powiedziałem USPOKÓJ SIĘ! Jak chcesz jeszcze trochę pożyć to siedź grzecznie i się nie ruszaj! - wbił palce w moje przedramiona po czym mnie puścił. Odetchnęłam głęboko kilkakrotnie i popatrzyłam na niego przerażona. Wydawał się zupełnie niewzruszony, a ja ledwo powstrzymywałam atak zupełnej paniki. Nie potrafiłam uwierzyć w to, że jeszcze parę godzin temu siedziałam w tulona w jego ramiona i uważałam, że ma jakieś uczucia.
- Nienawidzę cie! - warknęłam i przesunęłam się najdalej jak tylko mogłam (a mogłam niestety niewiele) przygotowując się na rychłą śmierć.
Kilka sekund później zobaczyłam tego samego blondyna stojącego kawałek od nas z flagą w ręce. Zayn na jego widok usiadł wygodniej i złapał kierownicę. Wcisnął gaz, a silnik zawył. Chłopak machnął dwukrotnie, a my wystrzeliliśmy do przodu niczym kula armatnia.
- No to jedziemy maleńka! - powiedział i jeszcze bardziej przyspieszył. Żałowałam tylko, że nie zdążyłam pożegnać się z Liam'em.
____________________________________________________
Tak, więc o to kolejny rozdział :D
Długi wyszedł, prawda?
W tym postanowiłam już więcej na razie Wam nie mieszać, bo ostatnio byłyście bardzooo oburzone :P
Jak się podoba?
Jestem bardzo wdzięczna wszystkim, którzy polecają mój blog! Dziękuję z całego serca i zachęcam do dalszego rozsyłania <3
- Samochód tam gdzie zawsze - rzucił w Mulata kluczykami - Anabel zaraz będzie gotowa. - uśmiechnął się i wsadził do ust nowego papierosa.
- Nie potrzebuję jej dzisiaj - Zayn lekko skinął głową w moją stronę. Wytrzeszczyłam zdumiona oczy walcząc z pokusą ucieczki gdzie pieprz rośnie. Blondyn zmierzył mnie spojrzeniem i zagwizdał z aprobatą. Krew zaszumiała mi w uszach, a nogi zrobiły się miękkie.
- Horan, morda do cholery - szatyn zrobił minę ,,Nie wkurwiaj mnie" i pociągnął mnie za sobą.
- Tylko się postaraj! Postawiłem na ciebie dwa koła! - usłyszałam za naszymi plecami krzyk niebieskookiego. Przestraszyłam się nie na żarty.
Jechaliśmy wielką, srebrną terenówką przez las, aż dotarliśmy na ogromną polanę. Na wszelki wypadek przypięłam się pasami i trzymałam wszystkich możliwych uchwytów, gdyż Zayn mimo licznych wertepów wciąż nadużywał gazu. Wjechaliśmy na trawę, a on stanął koło czterech, podobnych aut i odsunął siedzenie do tyłu.
- Siadaj - rozpostarł ramiona w niezrozumiałym dla mnie geście.
- C-co? - zrobiłam minę kompletnego debila na co on tylko przewrócił oczami.
- Usiądź mi na kolanach - zawahałam się, ale na widok jego nieznoszącej sprzeciwu miny wykonałam jego polecenie - Dobra, oprzyj plecy o drzwi, a stopy o swoje siedzenie. - posłusznie odwróciłam się bokiem do niego i rzuciłam mu wyczekujące spojrzenie. Teraz wyciągnie nóż i mnie nim zadźga? Skręci kark? O dziwo nawet specjalnie się nie bałam, wreszcie ktoś ukróci moje cierpienia. - Okej...tylko przesuń się trochę w stronę kierownicy..O tak. Teraz nie wbiję ci łokcia w żołądek w razie nagłego skrętu. - uśmiechnął się zadowolony, a ja w tym momencie zrozumiałam do czego on się przygotowuje.
- O nie! - wrzasnęłam i zerwałam się, jak oparzona szarpiąc za klamkę w nadziei, że uda mi się stąd jakoś uciec. Elementy układanki nareszcie zaczęły do siebie pasować. Ten wariat startuje w wyścigu terenowym, tylko z jakimiś popieprzonymi zasadami! Przecież ze mną siedząca na jego kolanach rozwalimy się na pierwszym najbliższym drzewie!
- Możesz za nią ciągnąć, przewidziałem twoją reakcję - wyszczerzył się chytrze, ale ja nadal próbowałam otworzyć drzwi - Uspokój się kurwa, nie ma czasu na histerie - złapał mnie z całej siły za ramiona i potrząsnął. Zabolało jak cholera. Syknęłam i wbiłam mu stopę w udo. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Wzmocnił tylko swój uścisk.
- Chcę stąd wyjść! Nie chcę zginąć ! Nie w taki sposób! - krzyczałam, wierzgając jak szalona.
- Kurwa! - podniósł się nieznacznie na siedzeniu i z całej siły przyparł mnie do szyby odcinając mi dopływ tlenu. - Powiedziałem USPOKÓJ SIĘ! Jak chcesz jeszcze trochę pożyć to siedź grzecznie i się nie ruszaj! - wbił palce w moje przedramiona po czym mnie puścił. Odetchnęłam głęboko kilkakrotnie i popatrzyłam na niego przerażona. Wydawał się zupełnie niewzruszony, a ja ledwo powstrzymywałam atak zupełnej paniki. Nie potrafiłam uwierzyć w to, że jeszcze parę godzin temu siedziałam w tulona w jego ramiona i uważałam, że ma jakieś uczucia.
- Nienawidzę cie! - warknęłam i przesunęłam się najdalej jak tylko mogłam (a mogłam niestety niewiele) przygotowując się na rychłą śmierć.
Kilka sekund później zobaczyłam tego samego blondyna stojącego kawałek od nas z flagą w ręce. Zayn na jego widok usiadł wygodniej i złapał kierownicę. Wcisnął gaz, a silnik zawył. Chłopak machnął dwukrotnie, a my wystrzeliliśmy do przodu niczym kula armatnia.
- No to jedziemy maleńka! - powiedział i jeszcze bardziej przyspieszył. Żałowałam tylko, że nie zdążyłam pożegnać się z Liam'em.
____________________________________________________
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Tak, więc o to kolejny rozdział :D
Długi wyszedł, prawda?
W tym postanowiłam już więcej na razie Wam nie mieszać, bo ostatnio byłyście bardzooo oburzone :P
Jak się podoba?
Jestem bardzo wdzięczna wszystkim, którzy polecają mój blog! Dziękuję z całego serca i zachęcam do dalszego rozsyłania <3