- Jeszcze tylko pięćset... - mruknęłam kładąc na kupkę w szafce obok łóżka kolejne sto funtów. Byłam coraz bliżej zebrania całej kwoty. Coraz bliżej uwolnienia się od tego wszystkiego. Od dłuższego czasu ograniczałam wszystkie wydatki, odkładając każdego funta. Już niedługo spłacę dług Liama. Czułam jak z każdym dniem robię się słabsza. Nie miałam siły na najprostsze czynności, ostatnio nawet szef proponował mi urlop, sugerując, że wyglądam jak trup. Chciałam zakopać się w pościeli i już nigdy nie wychodzić z łóżka. Praktycznie nie jadłam, byłam blada, a ogromne sińce pod oczami świadczyły o wielu nieprzespanych nocach. Odkąd uciekłam z domu Zayna minęły trzy tygodnie. Trzy tygodnie ciszy i względnego spokoju. Właśnie dlatego nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego rozpadam się na kawałki i dosłownie wariuję. Z każdym kolejnym dniem było coraz gorzej. Wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje, a w dodatku maniakalnie sprawdzałam telefon oczekując jakiejkolwiek reakcji ze strony Zayna. Naprawdę nie wiem, co się ze mną dzieje.
- Niki? - z dołu dobiegł mnie głos Liama. Od dnia, w którym znalazłam pistolet w jego szafie obchodził się ze mną jak z jajkiem. Częściej przebywał w domu, ostatnio nawet zaproponował powrót do wieczorów filmowych. To był jedyny moment, w którym zapomniałam o otaczającej mnie rzeczywistości i zrelaksowałam się przytulona do jego boku. Teoretycznie nasze relacje poprawiły się, ale wciąż czułam, że coś przede mną ukrywa przez co nie potrafiłam zaufać mu tak jak dawniej. A tak bardzo potrzebowałam w tej chwili jego wsparcia...
- Tak? - krzyknęłam próbując ponownie podnieść się z łóżka. Moje kończyny odmawiały współpracy, więc w końcu odpuściłam zakrywając głowę poduszką i dusząc w sobie krzyk bezsilności.
- Hannah przyszła! - na potwierdzenie jego słów usłyszałam kroki, a chwilę później kołdra została brutalnie ze mnie zerwana.
- Co ty odwalasz? - poczułam jak materac ugina się pod ciężarem mojej przyjaciółki. Zacisnęłam mocno powieki, próbując wymyślić naprędce jakąś wymówkę. Nie powiem jej przecież, że świruję, bo na zmianę przed moimi oczami staje dwóch potwornie przystojnych mężczyzn, a każdy z nich budzi we mnie dotąd nieznane mi uczucia. Nie wyobrażam sobie jej reakcji, gdybym przyznała się, że jedyne o czym jestem w stanie myśleć od dłuższego czasu to na przemian zielone i brązowe tęczówki lub miękkie, czekoladowe loki i czarne, błyszczące włosy. Co by powiedziała, na to że każdego dnia czuję zarost Mulata na swojej skórze, a chwilę potem wyobrażam sobie, jak opuszkami palców przejeżdżam po gładkich policzkach Hazzy?
- Źle się czuję - burknęłam zagłuszając wyrzuty sumienia. Chciałam być z nią szczera, naprawdę. Zresztą nie do końca minęłam się z prawdą.
- Wyłaź z tego łóżka, wychodzimy - złapała moją rękę i brutalnie zaczęła wyciągać mnie z pościeli. Próbowałam się opierać, prosiłam, żeby dała mi spokój, ale była uparta. Jak zwykle musiała postawić na swoim i chwilę później stałyśmy w łazience, a ja mordowałam ją spojrzeniem.
- Powiesz mi chociaż dokąd idziemy? - próbowałam trzymać nerwy na wodzy, ale gdy chciała wcisnąć mnie w swoją krótką spódnicę nie wytrzymałam. Zgodziłam się na zrobienie makijażu, w ciszy wysłuchałam przemowy na temat moich potwornych sińców pod oczami, nawet ubrałam najlepszą bluzkę jaką miałam, ale to była przesada.
- Cicho bądź, nie mamy czasu, zaraz będziemy spóźnione - rzuciła we mnie kolejną wyciągniętą z torebki spódniczką, tym razem trochę dłuższą.
- Nie ubiorę tego. Nie ma mowy - złapałam za pierwsze lepsze czarne rurki i z lekkim trudem wciągnęłam je na siebie. Rzuciłam jej wyzywające spojrzenie, na co ona tylko westchnęła i wyszła na korytarz. Wywróciłam oczami przeglądając się w lustrze. Fakt, wyglądałam dużo lepiej, ale po co to wszystko? Z przyjemnością wrócę do swojej sypialni i będę wspominać każdy najmniejszy dotyk Hazzy i Zayna.
Wiedząc, że jakiekolwiek próby sprzeciwu nie mają najmniejszego sensu, zmusiłam się do lekkiego uśmiechu i odgoniłam niepokojące sylwetki chłopców stojących przed moimi oczami. Zagryzając niepewnie wargę wyszłam za nią i podążyłam w dół schodów.
- Wow, wreszcie wyglądasz jak człowiek, a nie jak chodzące zombie! Brawo Hannah - Liam zagwizdał z aprobatą mierząc mnie od stóp do głów.
- Dobrze wiem, że to ty po nią zadzwoniłeś. Dupek. - pokazałam mu język próbując zignorować ponaglające mnie spojrzenie blondynki. - Mam nadzieję, że twojej panienki już tu nie będzie, gdy wrócę - z niekrytą przyjemnością zobaczyłam, jak na twarzy chłopaka pojawia się lekki rumieniec. Nawet nie zaprzeczył. Pewnie kolejna jego zdobycz jest właśnie w drodze do naszego domu, by dać się przelecieć mojemu bratu.
Szybko ubrałam stare trampki oraz za duży płaszczyk. Zamarłam na chwilę widząc smutną minę Hannah. Wyglądała na nieobecną, a jej oczy lekko się zaszkliły. Już miałam zapytać, czy wszystko w porządku, gdy dziewczyna bez słowa złapała kluczyki od mojego samochodu i wyszła na podjazd. Bezradnie wzruszyłam ramionami i poszłam w jej ślady.
- Dowiem się w końcu jakie masz plany? - przerwałam panującą między nami ciszę. Przez całą drogę tępo wpatrywała się w przednią szybę, jakby nie do końca skupiona na jeździe. Odkąd pamiętam to ona prowadziła, gdy gdzieś razem jechałyśmy twierdząc, że nie czuje się ze mną bezpiecznie. Po wielu sprzeczkach odpuściłam, jak zwykle pozwalając jej postawić na swoim.
Od pewnego czasu miałam nieodparte wrażenie, że czarny samochód zbyt długo jedzie za nami. Próbowałam dostrzec twarz kierowcy, ale utrzymywał bezpieczną odległość, skutecznie mi to uniemożliwiając.
- Chcę cię z kimś poznać - otrząsnęła się z transu skręcając w boczną ulicę i parkując pod niewielką kawiarnią. Ku mojemu przerażeniu tamto auto pojechało za nami, jednak właściciel minął nas z dużą prędkością znikając za zakrętem. Odetchnęłam z ulgą, jednak wtedy dotarły do mnie słowa mojej przyjaciółki.
- Co? - złapałam ją za ramię, gdy przekraczała próg lokalu. W mojej głowie kłębiły się setki myśli, ale gdy zobaczyłam jej szeroki uśmiech, wiedziałam, że nie wróży on nic dobrego.
- Będziesz zadowolona - pociągnęła mnie za sobą. Weszłyśmy do przytulnego, kremowego pomieszczenia. Białe stoły były przykryte czerwonymi obrusami, na których stały jasne bukiety. Przy ścianach ustawiono duże, beżowe kanapy, zachęcające by na nich usiąść. Przyjemnego efektu dodawały kolorowe poduszki i ściany pokryte różnymi obrazami. Lekko się rozluźniłam, gdyż naprawdę mi się tu podobało. Jednak chwilę później stanęłam jak wryta, gdy Hannah podeszła do stolika pod oknem, przy którym siedziało dwóch chłopaków w naszym wieku. Nagle wszystko stało się dla mnie jasne, to dlaczego wyglądała tak pięknie, dlaczego chciała zrobić to samo ze mną i dlaczego nie chciała mi nic powiedzieć. Dobrze wiedziała, że za nic nie zgodziłabym się na podwójną randkę. Nie, kiedy moje myśli, były zaprzątnięte kimś zupełnie innym.
- Ty idiotko - szepnęłam pod nosem ignorując jej wściekłe spojrzenie. Nie zamierzałam ruszyć się ani o krok. Nie będę bawić się w takie idiotyzmy. Jednak ona miała inne plany. Bezlitośnie chwyciła moją rękę, wbijając w nią z całej siły palce i pociągnęła mnie w ich stronę.
- Przepraszamy za spóźnienie, miałyśmy małe komplikacje pod drodze - uśmiechnęła się promiennie witając się trochę bardziej czule z przystojny brunetem. Zrozumiałam, że dla mnie "przeznaczony" jest uroczy blondyn z lekko zarumienionymi policzkami. Myślałam, że Hannah zna mnie lepiej, chłopak mimo swojej niezaprzeczalnej atrakcyjności zdecydowanie nie był w moim typie. Nie kryjąc swojej niechęci usiadłam obok niej starając się nie zwracać uwagi na ciekawskie spojrzenie, jak się wcześniej dowiedziałam, Jamesa. Atmosfera między nami była napięta, mimo tego, że Hannah świetnie dogadywała się z Zackiem, który wydawał się naprawdę sympatyczny. W dodatku w bardzo seksowny sposób odgarniał opadające mu na oczy czekoladowe włosy i dosłownie widziałam, jak blondynka ślini się na ten widok. Naprawdę nie chciałam psuć jej tego popołudnia i usilnie podtrzymywałam niezręczną rozmowę, ale nie było mnie stać na nic więcej. James starał się jak mógł i gdyby nie to, że moje myśli wciąż krążyły wokół dwóch zupełnie innych chłopaków, moglibyśmy się całkiem nieźle bawić.
- Niki, my z Zackiem już idziemy, obiecałam mu, że pomogę mu wybrać nową kanapę, ale wy bawcie się dobrze - dziewczyna pocałowała mnie na pożegnanie w policzek i zanim zdążyłam zaprotestować rozpłynęła się wraz z obejmującym ją brunetem. Przerażona wbiłam wzrok w stół planując jak najszybszą ewakuację. Byłam zmęczona i zirytowana, a ona postanowiła mnie dobić. Szlag by to wszystko trafił.
- Więc gdzie pracujesz? - do mojej świadomości dotarł za wysoki jak dla mnie głos Jamesa. Brakowało mu tej seksownej chrypki i niedbałego akcentu. On sam nie opierał się nonszalancko na krześle i nie wyglądał, jakby miał zaraz komuś przyłożyć. Cholera jasna, on był po prostu miły. Zwykły chłopak z sąsiedztwa, w dodatku z nienagannymi manierami. W takim razie co mnie tak w nim irytowało? Co ze mną jest nie tak?!
- W sklepie z muzyką - zlustrowałam jego wątłe ramiona osłonięte długimi rękawami. Szczerze wątpiłam w to, że kryły się pod nimi jakiekolwiek tatuaże. - A ty? -
- W kancelarii adwokackiej. Studiuję prawo - powiedział dumnie, jakby to miało na mnie zrobić jakiekolwiek wrażenie. Uśmiechnęłam się sztucznie, a mój umysł ogarnęło rozczarowanie.
- Popełniłeś kiedyś jakieś przestępstwo? - spytałam pod wpływem impulsu, znając z góry odpowiedź. Jednak mimo to poczułam się zawiedziona na widok jego oburzonej miny - Nic? Nawet kradzież lizaka ze sklepu? - chłopak zaskoczony pokręcił głową, nie rozumiejąc o co mi chodzi. Nie kryłam rozczarowania, ale postanowiłam kontynuować. - Masz jakiś tatuaż? -
- Nie! Jestem zupełnym przeciwnikiem. Wiesz jakich paskudnych chorób można się nabawić? Na przykład.. - już chciał mi wygłosić wykład na temat głupoty młodych ludzi, ale natychmiast mu przerwałam.
- Pobiłeś się kiedyś z kimś? - w moim sercu wciąż tliła się nadzieja, ale on skutecznie ją gasił.
- Nie i nie mam zamiaru. Przemoc to oznaka bezsilności, tylko słabi ... - przestałam go słuchać, gdy zobaczyłam za oknem ciemną postać. Natychmiast rozpoznałam ten chód. Szczupłe nogi okryte szarymi jeansami, gruby, wełniany sweter i czarny płaszcz okrywały seksowne, umięśnione ciało. Z jego pełnych ust wydobył się kłęb papierosowego dymu nadając mu niebezpieczny wygląd. Wstrzymałam oddech, gdy nasze oczy się spotkały. Serce biło mi jak szalone wybijając rytm
ZaynZaynZaynZaynZaynZayn, a krew szumiała w uszach. Widziałam, jak wściekły zaciska szczękę i pewnym krokiem wchodzi do lokalu nie odrywając ode mnie wzroku. Byłam jak zahipnotyzowana, wydawało mi się, że cały świat stanął w miejscu, że jesteśmy tylko ja i on. Bałam się tego co zrobi, ale jednocześnie cieszyłam się na jego widok. Po tak długim czasie znowu stał przede mną, perfekcyjny i rozjuszony. Zaczęłam w myślach dziękować Hannah za to, że doprowadziła mnie do porządku i wyglądam teraz całkiem nie najgorzej.
- Pożegnaj się - warknął podchodząc do naszego stolika. Wyciągnął z pomiędzy pełnych warg niedopalonego papierosa i zgasił go wrzucając do kawy mojego towarzysza. James zszokowany otwarł szeroko usta i próbując się opanować wstał. Był prawie o pół głowy niższy od Zayna, a jego chude ciało wyglądało śmiesznie przy dobrze zbudowanym Mulacie. Ciemny chłopak wyglądał niebezpiecznie i zagadkowo, natomiast James sprawiał wrażenie przedszkolaka wyciągniętego z ramion matki.
- Przepraszam, ale wydaję mi się, że przydałoby się trochę...- urwał w połowie, gdy Zayn dosłownie zmiażdżył go spojrzeniem. Siedziałam jak skamieniała przypatrując się całej sytuacji.
- Mówiłeś coś? - powiedział, jakby właśnie odganiał natrętną muchę. Jego głos był niski, ochrypły, a w dodatku powodował u mnie gęsią skórkę. To tego brakowało mi u Jamesa. - Wychodzimy - kiwnął na mnie głową, po czym nie oglądając się za siebie skierował się w stronę wyjścia. Dobrze wiedział, że zrobię to co mi każe.
- Miło było cię poznać - wyszeptałam w stronę blondyna i niczym błyskawica popędziłam za Zaynem. W pierwszej chwili dosłownie chciałam wpaść mu w ramiona, by poczuć ponownie to przyjemne zaciskanie żołądka i dreszcz podniecenia. Jednak gdy zorientowałam się, że on idzie w dół pustej ulicy, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi, łzy napłynęły mi do oczu. Znowu wszystko schrzaniłam. Szłam kilka kroków za nim wpatrując się w jego plecy, gdy usłyszałam dźwięk nadchodzącego sms-a. Zirytowana wyciągnęłam telefon spodziewając się wiadomości od Hannah.
Przystanęłam, gdy zobaczyłam, że jest ona od nieznanego numeru. Z przerażenia zrobiło mi się sucho w ustach. Co to miało znaczyć? Skąd on miał mój numer? Zszokowana wpatrywałam się w ekran nie rozumiejąc, co się dzieje wokół mnie. Nagle poczułam jak ktoś łapie za poły mojego płaszcza i unosi w górę, a chwilę potem moje plecy zderzyły się z dużą siłą ze ścianą budynku obok. Jęknęłam pod wpływem bólu rozlewającego się po mojej klatce piersiowej. Wisiałam kilkanaście centymetrów nad ziemią zawieszona pomiędzy ceglanym murem, a klatką piersiową szatyna. Z trudem łapałam oddech tracąc czucie w kończynach. Palce trzymające telefon rozluźniły się i z głuchym łoskotem upadł on na chodnik.
- To cie kręci? Randki z jakimiś frajerami? Tego kurwa chcesz? - wychrypiał, a jego miętowy oddech omiótł moją twarz. Nasze oczy znajdowały się prawie na tej samej wysokości i ledwo byłam w stanie znieść jego miotające błyskawice spojrzenie. Na czole wyskoczyła mu pulsująca żyła, a knykcie pobielały od zaciskania się na materiale mojej kurtki. Brakowało mi powietrza, nie mogłam w żaden sposób zareagować. W tej chwili mógł ze mną zrobić co chciał, nie miałam się jak bronić. W dodatku jak na złość ulica opustoszała, więc nikt nie przyszedłby mi na ratunek. Próbowałam poruszyć się, by zaczerpnąć choć trochę tlenu, ale on w odpowiedzi przycisnął mnie jeszcze mocniej. Poczułam jak z mojej twarzy odpływa cała krew, a po policzkach mimowolnie spływają mi łzy przerażenia.
- To tak się bawiłaś przez cały ten czas, kiedy ja...- złapał moją brodę swoją dużą silną dłonią i wbił mi palce w skórę, pozostawiając na niej czerwone ślady. Chciałam to przerwać, ale znajdowałam się w żelaznym uścisku. Byłam dla niego jak szmaciana lalka. - Kiedy ja odchodziłem od zmysłów - potrzebowałam chwili by jego słowa do mnie dotarły. Wytrzeszczyłam oczy widząc, jak chłopak zdaje sobie sprawę z tego co właśnie powiedział. Wściekłość ustąpiła zmieszaniu na jego twarzy. Wypuścił mnie, a ja z głuchym jękiem upadłam na podłogę łapiąc powietrze jak ryba wyciągnięta z wody. Rzucił mi pogardliwe spojrzenie, po czym zaczął się oddalać. Usiadłam na chodniku opierając głowę o ścianę, a przeciągły szloch wyrwał się z moich ust. Łzy płynęły z oczu strumieniem mocząc bluzkę. Było mi zimno, cała się trzęsłam, ale nijak się to miało do uczucia pustki, które właśnie mnie ogarnęło. Czułam się nic niewarta, a w dodatku upokorzona. Najgorsze było to, że dobrze wiedziałam, iż to moja wina.
- Kurwa, kurwa, kurwa - kątem oka zobaczyłam, jak chłopak kopie stojący obok niego śmietnik, a chwilę potem zawraca i idzie w moją stronę. Instynktownie skuliłam się w sobie oczekując na pierwszy cios, ale ku mojemu zdziwieniu Zayn uklęknął przy mnie, kciukami ocierając łzy z moich policzków. Następnie przyciągnął mnie do siebie, biorąc w ramiona. Odetchnęłam z ulgą oplatając ręce wokół jego szyi. Poczułam jak nieudolnymi ruchami zapina mi płaszcz, po czym unosi, niosąc mnie w stronę bardziej ruchliwej ulicy. Przesunęłam się nieznacznie zapewniając obojgu nieco wygodniejszą pozycję, a mój wzrok padł na drugą stronę jezdni. Wtedy zobaczyłam mężczyznę bacznie nam się przyglądającego. Ubrany bardzo zwyczajnie, jego włosy schowane były pod brązową czapką, a twarz zasłaniał tego samego koloru szalik. Nie byłoby w nim nic nadzwyczajnego, gdyby nie błękitne oczy, które wydały mi się potwornie znajome. Próbowałam sobie przypomnieć, gdzie mogłam je już widzieć, ale gdy zauważył, że mu się przyglądam, prawie natychmiast zniknął w najbliższym zaułku.
~~~~
- Przepraszam, że wyszłam bez słowa - spuściłam wzrok patrząc na jego dłoń zaciśniętą na moim kolanie. Czułam ciepło rozlewające się w miejscu, w którym mnie dotykał, a mój umysł wręcz błagał o więcej. Jego najmniejsze muśnięcie powodowało, że zapominałam o wszystkich troskach, znajomych niebieskich oczach, czy niedosłownej groźbie Hazzy. W tej chwili liczył się tylko on i lekki uśmiech na jego twarzy. Pędziliśmy ulicami Cardiff w nieznanym mi kierunku. Było mi wszystko jedno, dopóki u jego boku czułam ogarniający mnie spokój.
- Przyznam, że tego się nie spodziewałem - uniósł znacząco brwi biorąc gwałtowny zakręt. Złapałam za uchwyt cicho piszcząc - Dzięki temu odkryłem coś niepokojącego... - zamyślił się na chwilę. Wstrzymałam oddech z napięciem wyczekując, aż rozwinie myśl - Ja..em, wiem teraz, że... - przerwał mu dźwięk dzwoniącego telefonu. Westchnęłam zirytowana, bojąc się, że ten moment już nie powróci. Zayn zaklął cicho pod nosem i zabierając rękę z mojego kolana odebrał połączenie. Poczułam lekkie ukłucie żalu, natychmiast karcąc się za to w myślach.
- Halo? - burknął, a jego brwi stworzyły jedną, prostą linię. Obserwowałam jak zaciska palce na kierownicy, a na czole z każdą upływającą sekundą pojawia się coraz więcej groźnych zmarszczek. Mulat przez chwilę milczał, a upiorna cisza powodowała, że włoski stanęły mi na karku.
- Nie, nie ma mowy - jego głos nie znosił sprzeciwu. Jeszcze nigdy nie słyszałam go tak wypranego z emocji, mimo tego, że na twarzy malowała się czysta wściekłość. Odsunęłam się nieco, obawiając się, że jego złość może się w niedalekiej przyszłości ponownie skupić na mnie.
- Powiedziałem kurwa NIE. Wyślij Horana - jeszcze bardziej przyspieszył. Dosłownie wcisnęło mnie w fotel. Jechał jak kompletny szaleniec, w dodatku prowadząc jedną ręką i wykrzykując niewybredne przekleństwa do komórki. - Gówno mnie obchodzi to, że jest cipą, NIGDZIE DO KURWY NIE JADĘ - wrzasnął. Bałam się na niego spojrzeć, skuliłam się podciągając nogi i oplatając je ramionami, tak jak to dawniej robiłam w dzieciństwie, gdy matka dostawała ataków szału. Chciałam stąd wysiąść, ale jednocześnie ogarniała mnie panika na samą myśl, że miałabym się do niego odezwać.
- Pierdol się - rzucił telefonem na maskę rozdzielczą mrucząc coś pod nosem. Podskoczyłam, patrząc na niego z ukosa. Mimo tego, że na dworze było już ciemno, a jego twarz oświetlały tylko uliczne latarnie, dobrze widziałam, jak zbladł, a jego oczy zrobiły się czarne. Mocno zaciskał szczęki wbijając wzrok w jezdnie. Siedziałam koło niego starając się nie zwrócić na siebie jego uwagi. Oddychałam płytko, a nogi powoli zaczynały mi drętwieć. Jednak nie ruszyłam się ani o centymetr. Z doświadczenia wiedziałam, że mrówki w stopach są znacznie przyjemniejsze niż kolejne uderzenia zostawiające fioletowe siniaki na mojej skórze.
Nagle zahamował i gdyby nie pasy, którymi byłam przypięta, prawdopodobnie wyleciałabym przez przednią szybę. Rozmasowałam miejsce, w którym wbił mi się przed chwilą materiał, obserwując Zayna przerażonymi oczami.
- Siedź tu i ani waż się stąd ruszyć, bo pożałujesz - zagroził, a jakby na potwierdzenie swoich słów z całej siły wykręcił mi rękę. Krzyknęłam wyrywając mu ją i drżącymi dłońmi sprawdzając czy pozostawił na niej ślad. Ostatni raz spojrzałam na jego przystojną twarz, a moje serce ponownie przyspieszyło. On zdawał się nie zwracać na to uwagi. Trzasnął drzwiami, po czym zamknął samochód wbiegając na ganek pobliskiego domu.
Siedziałam w coraz chłodniejszym aucie cicho szczękając zębami. I z zimna i ze strachu. Znowu nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Chciało mi się płakać z bezsilności, ale jak na złość tym razem moje oczy pozostały suche. Nerwowym ruchem wyciągnęłam z kieszeni telefon ponownie odczytując wiadomość od zielonookiego. Bez wątpienia była od niego. Nie znałam nikogo innego, kto mógłby się podpisać "H." , Hannah nigdy tego nie robiła, a jej numer miałam zapisany. Przez chwilę nawet zastanawiałam się, czy nie odpisać pytając co ma na myśli, ale szybko odrzuciłam ten pomysł. Zignoruję to. Tak, to będzie najlepsze wyjście, uciec od problemu, przecież zawsze tak robię, więc tym razem też się uda. Wszystko samo się rozwiąże.
- Haloo! - podskoczyłam jak oparzona, gdy ktoś zaczął łomotać w szybę, na której właśnie opierałam głowę. Poczułam jak skacze mi ciśnienie, gdy nieznajomy ponownie uderzył w szkło pięścią. Nie widząc lepszego wyjścia wytarłam rękawem zaparowane okno. Moim oczom ukazał się dość mocno zirytowany, około pięćdziesięcioletni mężczyzna. Nie widząc lepszego wyjścia szarpnęłam za klamkę odblokowując zamek i uchyliłam nieznacznie drzwi obawiając się jego intencji.
- Tak? - zapytałam starając się wyglądać na pewną siebie mimo tego, że w duchu obmyślałam już strategię obrony.
- Blokuje mi pani wyjazd, a bardzo mi się spieszy - fuknął patrząc na mnie spod łba. Odetchnęłam z ulgą, ciesząc się z jego prozaicznej prośby, jednak szybko zdałam sobie sprawę z tego, że nie mam kluczyków, by przeparkować auto.
- Och. Przepraszam bardzo. Już dzwonię do mojego..chłopaka - zarumieniłam się uświadamiając sobie, co właśnie powiedziałam. Czy ja naprawdę tak go nazwałam?!
Mój pomysł okazał się kompletnym niewypałem, gdy telefon szatyna zawibrował na desce rozdzielczej.
- Eee, muszę po niego iść, chwileczkę - uśmiechnęłam się do niego przepraszająco i wsuwając oba telefony do kieszeni płaszcza, skierowałam się w stronę domu, w którym zniknął Zayn, pozostawiając otwarty samochód.
Stanęłam przed zamkniętymi drzwiami rozglądając się za dzwonkiem. Jednak za nim go dostrzegłam, dobiegły mnie zduszone odgłosy...bójki?
Pod wpływem impulsu nacisnęłam klamkę, która natychmiast ustąpiła. Po cichu weszłam do środka, zupełnie nie zastanawiając się nad tym, co robię. W moim umyśle panowała zupełna pustka, jak gdyby ktoś nagle wyłączył mi myślenie. Poruszając się zupełnie bezszelestnie podążyłam za nieprzyjemnymi dźwiękami. Wydawało się, że właściciele domu właśnie się przeprowadzają. Meble przykryto białymi prześcieradłami lub zawinięto w folię malarską. Na ścianach widniały jasne ślady po zdjęciach i obrazach, a podłoga przykryta była warstwą kurzu. Żadna z lamp nie miała żarówki, a jedyne światło dochodziło z pokoju na końcu korytarza. Z każdym kolejnym krokiem coraz łatwiej było mi rozróżnić poszczególne szmery. Wyraźnie nawet słyszałam wściekłe przeklinanie Zayna i inny przygaszony, bardzo niewyraźny głos. W końcu ich zobaczyłam. Ciemnowłosy mężczyzna leżał na podłodze, umazanymi krwią dłońmi zasłaniając twarz i jęcząc żałośnie. Mulat górował nad nim, uderzając raz za razem w międzyczasie wypluwając z siebie pojedyncze słowa. Przez opinający go płaszcz widziałam, jak jego mięśnie napinają się, gdy wymierza kolejny cios. Obserwowałam jego profil. Zimny, brutalny, wyprany z emocji. To nie był ten sam chłopak, który jakiś czas temu wydawał mi się taki bezbronny opowiadając o swojej przeszłości. Nie jego pocałunki chciałam czuć na swoich ustach, a dłonie na całym ciele. Przede mną stał potwór, który właśnie katował bezbronnego człowieka bez cienia współczucia.
- Błagam, jeszcze tylko parę d-d-dni - wysapał mężczyzna z trudem przewracając się na drugi bok i plując na podłogę krwią. Zachwiałam się, a obraz przed moimi oczami zaczął robić się coraz ciemniejszy. W ostatniej chwili złapałam się framugi, chroniąc się przed upadkiem.
- Jutro ma być kurwa cała kwota - Zayn niewzruszony ledwo przytomnym kwileniem kopnął go w brzuch. Z gardła bruneta wyrwał się potworny szloch, a chwilę później z jego ust wypłynęła spora porcja czerwonej cieczy. Tego było dla mnie zbyt wiele. Mój umysł oszalał. Teraz to ja leżałam na miejscu mężczyzny, a moja matka znowu wyrywała mi włosy z głowy, plując mi prosto w twarz. Czułam jak moja skóra pali od uderzeń, które co jakiś wymierza w przypadkowe miejsce, a ja już nawet nie mam siły by znowu błagać ją o litość. Fioletowe sińce tworzą się na mojej skórze w zastraszającym tempie, a z rozcięć powolnym strumieniem płynie krew brudząc wszystko dookoła. Z ust mojej matki wydobywają się szaleńcze okrzyki, gdy znowu rujnuje mnie zarówno psychicznie jak i fizycznie. Znów udowadnia mi, że jestem nic nie znaczącym śmieciem, który nawet nie potrafi umrzeć, by w końcu uwolnić ją z tej udręki. Ciążę jej, komplikuję życie, a w dodatku do niczego się nie nadaję. Nie powinnam się urodzić, nie powinnam żyć, nie powinnam doprowadzać jej do takiego stanu. To wszystko moja wina, jak zawsze. Niech ona w końcu to skończy, nie chcę tak żyć. Niech mnie zabije.
- KURWA, CO TY TU ROBISZ?!?! - z transu cuci mnie niemalże zwierzęcy ryk Zayna. Otrząsam się zdając sobie sprawę, że krztuszę się własnymi łzami leżąc na podłodze. Mój wzrok pada na zakrwawioną twarz mężczyzny, który podnosi się i chwiejąc się staje na równe nogi. Następnie przesuwam spojrzenie na Mulata, który wygląda, jakby właśnie zobaczył ducha. Dostrzegam na jego policzku sporą, czerwoną plamę i czuję jak zawartość mojego żołądka podchodzi mi do gardła. Zrywam się i wybiegam na zewnątrz. Wychylam się przez werandę wymiotując, a konwulsje wstrząsają moim ciałem. Jęczę ponownie zwracając obiad. Trzęsąc się jak galareta, płaczę, praktycznie dusząc się wymiotami ponownie napływającymi do ust. Słyszę kroki za sobą i wiem, że to on.
- Niki..jaa..- szepce. Na dźwięk jego głosu prostuję się i z obłędem w oczach zbiegam na chodnik. Niestety nie potrafię panować nad swoim ciałem i potykam się. Upadam prawie uderzając twarzą o beton. Zdzieram sobie skórę z dłoni, a na kolanach czuję spływającą lepką ciecz. Ponownie zanoszę się głośnym płaczem. Smarki wypływają mi z nosa, mieszając się z łzami i odcinając mi dopływ powietrza. Krztuszę się, kaszlę, charczę. Skóra pali, a każdy jej najmniejszy skrawek płonie, jakby ktoś właśnie mnie schłostał. Leżę na środku przejścia w kompletnym ataku paniki.
Zayn ponownie do mnie podchodzi, klękając przy mojej twarzy. Próbuje mnie dotknąć, ale wtedy dostrzegam zaschniętą krew na jego dłoniach. Znowu szarpie mną na wymioty, ale mój żołądek jest już pusty. Naciągam się, wydając okropne gardłowe dźwięki, a cały przełyk zapala się żywym ogniem. Wrzeszczę, miotam się. Mówi coś do mnie, ale w tej chwili jest dla mnie jak złudzenie.
Moje ciało smaga gruby, skórzany pas. Zasłużyłam sobie, nie powinnam brać jedzenia od sąsiadów. Jednak głód był nie do zniesienia. Słabłam, nie mogłam już funkcjonować, musiałam coś zjeść. Gdy tylko przeszła przez próg mieszkania, wiedziała, że znowu to zrobiłam. Nie wiem skąd. Próbowałam uciekać, ale była szybsza. Starałam się walczyć, ale miałam tylko dziewięć lat, moje szanse równały się zeru. Szarpnęła mną popychając na ścianę.
- Niall! Niall, ja pierdolę, przyjeżdżaj!!! Ona dostała jakiejś psychozy, nie pozwala mi się dotknąć! Ona wariuje, Niall zrób coś kurwa!!! - gdzieś z daleka dobiegły mnie zduszone okrzyki. Zignorowałam je, musiałam walczyć z matką, to teraz było najważniejsze, nie dam się zabić.
Uderzyłam głową o ceglany mur, a piekący ból rozlał się po mojej czaszce. Odruchowo chwyciłam się za bolące miejsce odsłaniając tym samym dolne części ciała. Zawyłam, gdy moja matka wymierzyła cios prosto w mój żołądek. Te kilka zjedzonych kanapek natychmiast podeszło mi do gardła. Miałam mroczki przed oczami, gdy bezsilnie upadałam na drewnianą podłogę. Za wszelką cenę starałam się powstrzymać odruch wymiotny, by nie zwrócić jedynego dzisiaj posiłku.
- Cii, to tylko ja...Tak, nie ma go. Nie bój się nic ci nie zrobi, przypilnuję tego. Tak obiecuję. Ciii - przyjemny irlandzki akcent dotarł do moich uszu. Poczułam, jak silne ręce podnoszą mnie, a ten sam głos cały czas powtarza uspakajające słowa. Powoli z powrotem odpływałam w ciemność.
Nienawidzę tego miejsca. Zamykała mnie tu praktycznie za każdym razem, zaraz po tym, gdy nie miała już siły dalej znęcać się nade mną. Czasami w przypływie dobroci rzucała mi stary ręcznik, bym mogła się wytrzeć i szklankę wody. Jednak zazwyczaj leżałam parę godzin w jej przestronnej szafie, wyjąc z bólu, gdzieś na skraju omdlenia. Zdarzało się też, że traciłam przytomność na kilka godzin budząc się, gdy drewniane drzwi były już otwarte. Wtedy wyczołgiwałam się na zewnątrz i pełznąc docierałam do starego materaca, który był wszystkim co miałam.
- Chcę do domu - jęknęłam odzyskując powoli świadomość. Leżałam na tylnym siedzeniu przykryta dwoma kurtkami. Pot spływał mi po twarzy. Próbowałam przełknąć nieprzyjemne uczucie goryczy w gardle, ale na nic się to zdało.
- Pojedziemy do mnie, zajmę się tobą dzisiaj - Niall odwrócił się na sekundę, posyłając mi zatroskane spojrzenie.
- Chcę do domu - powtórzyłam przybierając w miarę możliwości groźniejszy ton.
- Ale..- zobaczyłam jak blondyn wykrzywia się starając się przemówić mi do rozsądku.
- Zawieź mnie do domu! - przerwałam mu. Chłopak westchnął, po czym zawrócił na najbliższym skrzyżowaniu. Było mi niedobrze, głowa bolała mnie niemiłosiernie, a łzy ponownie napłynęły do oczu. Jednak nijak się to miało do bólu w klatce piersiowej. Miałam wrażenie, że zaraz dostanę zawału. Moje serce pękło w chwili, gdy zobaczyłam Zayna pochylającego się nad pobitym mężczyzną. Całym moim światem stał się morderca. Mogłam zapytać Nialla, co robię w jego samochodzie i gdzie jest Zayn, ale nie chciałam tego wiedzieć. Przez myślenie o nim miałam ochotę wypluwać swoje wnętrzności. W dniu w którym uciekłam z domu Mulata podjęłam dobrą decyzję. To wszystko trzeba jak najszybciej skończyć, nie chcę go więcej widzieć.
Na samo wspomnienie tego co się wydarzyło, ponownie poczułam żółć napływającą do gardła. Resztkami sił powstrzymałam się przed zwymiotowaniem, jęcząc przeciągle.
- W porządku - uprzedziłam pytanie Nialla na widok jego pobladłej twarzy. Chłopak bez wątpienia był zszokowany całą sytuacją.
- Już ci pomogę - powiedział, gdy chwilę później zatrzymał się na podjeździe mojego domu.
- Nie, dam radę - zrzuciłam z siebie przykrywające mnie kurtki rozpoznając płaszcz Zayna. Zakrztusiłam się powietrzem strzepując z siebie jego niewidzialny dotyk. Czułam się obrzydliwie wiedząc, że gdzieś na niej może znajdować się krew tamtego człowieka. Mamrocząc pod nosem podziękowania w stronę blondyna wyskoczyłam z samochodu i na chwiejnych nogach ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Moje pokiereszowane nogi prawie natychmiast odmówiły mi posłuszeństwa. Obdarte kolana nie były w stanie utrzymać ciężaru mojego ciała, przez co opadłam na zimną kostkę brukową rękawem wycierając nos. Niemiłosierny ból paraliżował moje kończyny uniemożliwiając mi poruszanie. Ostatnie kilka metrów próbowałam pokonać na czworaka, gdy ktoś chwycił mnie pod pachami i jednym ruchem postawił na równe nogi.
- Ja pierdolę, to jest nienormalne - blondyn złapał mnie w pasie i pomógł dotrzeć do drzwi. Całe ciało oparłam na nim prawie zwalając go z nóg. Chłopak uspokajająco gładził mnie po plecach, gdy czekaliśmy, aż mój brat otworzy.
- Niall...on, on jest potworem - wyrwało mi się. Na widok jego udręczonego spojrzenia ponownie zaniosłam się szlochem. Aż dziwne, że w moich oczach wciąż były łzy. Złapałam się kurczowo jego bluzy opłakując swoje złamane serce.
- JEZU CHRYSTE - z transu wyrwał mnie przerażony krzyk Liama. W mgnieniu oka zabrał mnie od Horana. - Co jej zrobiłeś?! - poczułam jak jego mięśnie napinają się, a on sam szykuje się do ataku. Niall nie wiedząc co odpowiedzieć wydawał z siebie nieskładne pomruki.
- Nic, Liam, znowu...to wróciło - zaszlochałam mocząc mu koszulkę. - Daj mu spokój -
- Ym, w takim razie dziękuję. Damy już sobie radę - sapnął zmieszany, po czym zamknął drzwi za chłopakiem. Zaniósł mnie na kanapę, trzęsąc się z frustracji.
Pomógł mi się rozebrać i przykrył mnie kocem, cały czas przyglądając mi się niespokojnie.
- Spokojnie, już mi przeszło, potrzebuję tylko chwili, by się pozbierać - wyszeptałam próbując go uspokoić. Za wszelką cenę starałam się zapanować nad drżeniem ciała i zalewającymi mnie wspomnieniami. Liam nie wytrzymał i zagarnął mnie do mocnego uścisku. Sapnęłam zdezorientowana lekko odwzajemniając ten gest.
- Niki, musisz stąd wyjechać. Jak najszybciej. Oni..Proszę, wyjedź na jakiś czas. - wziął moją twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy. Był przerażony.
_________________________________________________________
Nareszcie udało mi się napisać ten rozdział. Naprawdę, miałam już chwile zwątpienia, czy on kiedykolwiek powstanie.
Wiem, że czekałyście bardzo długo, ale nijak nie potrafiłam się do niego zabrać, a gdy już mi się udawało nie wiedziałam co napisać.
No cóż, mam nadzieję, że mimo wszystko Wam się podoba :)
Z góry przepraszam za wszystkie błędy i niedociągnięcia, starałam się wszystko usunąć :c
Pierwotnie miałam go podzielić na dwie części, ale postanowiłam wynagrodzić Wam oczekiwanie i zrobić jeden dłuższy ^^
Skarby, oczywiście chcę Wam znowu podziękować za wszystkie cudowne komentarze i pytania, kiedy pojawi się nowy rozdział, jesteście wspaniałe <3
Gdyby nie Wy, po prostu bym to olała, więc dziękuję!
Co do 17, nie wiem kiedy się pojawi. W tym tygodniu wyjeżdżam na wakacje, a nie wiem, jak będzie z internetem.
Ale jeżeli będzie duuuużoooo komentarzy obiecuję, że siądę jeszcze przed wyjazdem, poświęcając jedną noc i dodam go do piątku. Odeśpię w samochodzie xD
Od razu mówię, że 17 będzie niespodzianką i chyba jedynym takim rozdziałem :)
Kocham Was bardzo xx
PS. Uwielbiam tą piosenkę, a za samo U2 dałabym się pokroić, ciekawe czy Wam też się spodoba :P